Podróż ze wspomnieniami

49Ostatnich kilka dni spędziliśmy na wyjeździe. Tak się bałam. Tej drogi. Tej podróży. Z Małym. A okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Taki był dzielny. Kochany taki. Tyle godzin. Ponad 700 kilometrów. Daliśmy radę. W sumie to nie lubię wyjeżdżać. Z Małym. Kiedyś nie był to dla mnie problem. By się spakować. Na pół godziny przed wyjazdem. A teraz… Teraz nie lubię. Nie lubię tego pakowania. Tych walizek. Tych rzeczy. O wszystkim pamiętam. A i tak zapominam. No i nie swojego łóżka nie lubię. I kubka obcego. Obcej pościeli. I obcego widoku za oknem. Dziwak ze mnie. Czyżbym domatorem się stała? Niepodobne. A jednak.

-Fajny pomysł Aniu miałaś. Dzięki za dziś. Oby więcej takich spotkań. Udało mi się wyrwać. Na półtorej godziny. Z dziewczynami. Na sushi. Tak rozmawiamy. One zeszłoroczny dzień kobiet wspominają. I dotarło do mnie. W sumie to oczywiste jest. Ale jakoś tak nie myślałam o tym. Dokładnie rok temu  M. na statku. Ja z brzuchem. W pracy. Wracam do pustego domu. Obiad. Pranie. Prasowanie. Telewizja. Nudy straszne.

Przyjeżdżamy do Szczecina. M. kilka spraw przed statkiem do załatwienia ma. Jasiek. Dzielny podróżnik. Pół drogi przespał. Dwie pary bodów na przebranie. Trzecia. W razie czego. Cztery śliniaki. Gdyby czasem się ulało. Dwa kocyki. Pod jednym może za chłodno będzie. Deserek. Łyżeczka. Mleczko. Cuda na kiju. A z tego wszystkiego dwie pełne torby. Wyprawa taka. Jak za ocean. A ja cała w stresie. Żeby nie płakał. Żeby mu wygodnie było. I ciepło. Przewrażliwiona jestem. Co zrobię. W życiu bym nie pomyślała. Że taka matka ze mnie będzie. A ten Szczecin taki szary. Bury. Ponury. Brzydki. Jak dla mnie. I widzę znajome ulice. Znajome budynki. I okolice. I przypominają mi się czasy. Niby stare czasy. Choć nie aż tak bardzo odległe. Wtedy to było. Gdy M. w Szczecinie studiował. Ile to razy tu byłam. Ile weekendów spędziłam. Ile radości. I ile pożegnań na dworcu. Dużo tych wspomnień. Pięknych takich.

Marynarskie sprawy o dziwo szybko załatwiamy. Idziemy na obiad. Jasiek wszędzie z nami. A pamiętasz jak tu byliśmy? Na pizzy. Ooo. A tu tę bordową torebkę kupiłam. Na którejś z tych ławek na Ciebie czekałam. Przed szkołą. Słoneczko tak pięknie świeciło. Nawet pamiętam jak byłeś ubrany. Co Ty. Przecież co dzień tak samo ubrany chodziłem. Serio? W mundurze przecież. No tak. Wiele tych miejsc. Takich co wspomnienia ożywiają.

I myślę sobie. Piękne te wspomnienia. Piękny ten czas. Lecz teraz też pięknie jest. Inaczej całkiem. We trójkę jesteśmy. I nie wiem co to nuda. Ciągle coś. I brak czasu. I zmęczenie. I radość. I szczęście. Płacz. Pranie. Pieluchy. Spacery. Obiadki. I desery. Fajne to nasze życie. Mnie się podoba. Nikomu innemu nie musi. I cieszę się. Przeogromnie. Że dwóch chłopaków mam. Że więcej par skarpet. Że talerzy na stole więcej. I głośniej jakby w domu.

I nikt mi nie powie. Że dzieci to nie dar. To szczęście. Które wypełnia cały dom. I nie wyobrażam sobie nas. Bez niego. Naszego domu. Bez naszej trójki.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s