E-Mail

82Pisałam już kiedyś. Że firma mojego M. poukładana taka. Dokładna. Niemiecki ład. I gdy ostatnim razem na statku był. To mi linka w mailu podesłał. Do strony firmowej. Jest login. I hasło. I po zalogowaniu wyświetla się mapa świata. A na tej mapie wszystkie statki z firmy M. W internecie znaleźć można kilka podobnych stron. Każda żona marynarza dobrze je przecież zna. Marinetraffic niejedną z nas wiele razy uspokoił. Gdy długo wieści od marynarza nie było. Ale ta strona. Ta firmowa mojego M. Uwielbiam ją. Bo zawsze aktualną pozycję pokazuje. I ETA jest zawsze uzupełniona. Strona wyświetla tylko statki z tej firmy. Więc przejrzyście jest. I wszystko tak porządnie.

Ale nie o tym miało być. Jak zwykle. Krótko przed pójściem M. na statek. Chciałam odnaleźć login i hasło. Do tej strony. By móc patrzeć, gdzie mój marynarz jest. W jednym z maili to miałam. Co mi M. z poprzedniego statku wysłał. A że ja zwyczaju nie mam. By od niego maile kasować. To musiałam gdzieś mieć. Tylko gdzie? 550 wiadomości. Na mym koncie mailowym. I bądź pani teraz mądra. Gdzie to. M. podpowiadał, że pewnie w jednym z marca. A z marca 87 wiadomości. Wszystkie przejrzałam. Nic. To w lutym spojrzę. Luty krótszy to mniej ich będzie. Pffff. Całe 74 sztuki. Nie ma. Wścieknę się zaraz. Żeby wszystkie maile z tamtego okresu przejrzeć. To ze dwie godziny zejdą. A może i więcej. W końcu znalazłam.
Jak M. zobaczył te 550 maili. Powiedział, że zgłupiałam. Po co to trzymać. Przydało się tym razem. Ale nie o login i hasło przecież chodzi. Trzymam, bo chcę. Bo lubię czasem wracać do pewnych dni. Tych ważnych. Wyjątkowych. Tych, co to się już nie powtórzą. A w pamięci je mam. I chcę mieć. Ale wszystkiego spamiętać się nie da. A że my wtedy tylko kontakt mailowy mieliśmy. To trzymam te maile. Bo sentyment mam. Jak mu pisałam, że tatą zostanie. Jak sukienkę ślubną wybierałam. I wątpliwości miałam. Czy kupować. Bo cena jak u Marchesy. Czy auto sprzedawać, czy po wypadku naprawiać. Czy propozycję nowej pracy przyjąć. Eh. Ileż to spraw było. Tych ważnych. I tych codziennych. Ile stron zapisanych. Tych wirtualnych. Bo gdyby na papier spisać. To niezły tomik by wyszedł.
I tak to już jest. I będzie. Że wiele decyzji samej przyjdzie mi podjąć. Już zresztą przychodzi. Nie da się wybrać numeru i zadzwonić. Ukochany głos usłyszeć. Do słuchawki się wypłakać. Wyżalić. Poradzić. Pośmiać. Ponarzekać. Poopowiadać. Nie da się. I choć łatwo nie jest. To ja tego życia nie zamieniłabym na żadne inne. Bo męża wzięłam z całym jego marynarskim zapleczem. I nie zabraniam. Choć się nieraz wściekam. Nie wypominam. Choć mi czasem smutno. Akceptuję. I cieszę się. Bo w końcu robi to, co tak uwielbia.

1 thought on “E-Mail

  1. Ach, też nie zabraniam, On też to uwielbia… Chociaż po tym, jak go tyle miesięcy teraz przeciągnęli, chyba ma dość… Ale jeszcze 3 miesiące. Musimy dać radę. My, Oni… Maile- wspaniały wynalazek! Bez tego… było ciężko, było najgorzej. Ale my mamy dobrze, Marynarzowe XXI wieku!

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s