Wakacje zbliżają się wielkimi krokami. Ostatni dzwonek. Apel. Rozdanie świadectw. I wolność. Pamiętam te zakończenia roku. Pożegnania. Lato. Beztroska. I wyjazdy z rodzicami. Morze. Góry. Wieś. Jeziora. Potem były kolonie. I obozy. Eh. Wiele można by powspominać.
Dla tych, którzy planują już letnie wyjazdy, będzie dziś o miejscu pięknym. Urokliwym. Takim z duszą. I klimatem. Niszowym. Bo ja takie lubię najbardziej. O miejscu, w którym zatrzymał się czas. Gdzie przeszłość miesza się z teraźniejszością. To pomysł na weekendowy wypad. Bądź dłuższy odpoczynek. Taki, który samemu trzeba zorganizować. Bo żadne biuro podróży, ani też przewodnik, nas tam nie zabiorą. Ja to miejsce uwielbiam. To było jak z tą miłością. Od pierwszego wejrzenia…
Pierwszy raz byłam tam będąc na studiach. Przez trzy dni uczestniczyłam tam w polsko-niemieckich zajęciach wraz z grupą studentów z Rostocku. I była zima. Tak mi się nie chciało jechać. A tu takie cudo. A po roku chyba. Byłam późnym latem. Z moim M. Taki jednodniowy wypad. I znów cudnie. I pięknie. I klimatycznie. I wrócimy tam znowu. Może nie w tym roku. Ale zawitamy. By Jaśkowi pokazać. By też mógł się tym miejscem ponapawać.
Kamminke to mała wioska rybacka nad Zalewem Szczecińskim na wyspie Uznam. My swoją podróż rozpoczęliśmy już w Szczecinie. Spod Wałów Chrobrego. Wodolotem. Z ogromna frajdą. Dotarliśmy do Świnoujścia. Tam z pobliskiego przystanku wsiedliśmy w autobus miejski linii 3, kierunek Wygrzany. A wysiedliśmy na ostatni przystanku. Przy ogródkach działkowych. Dalej poprowadziła nas asfaltowa droga przy ogródkach. Ku naszemu zdziwieniu, idąc cały czas na wprost, minęliśmy granicę polsko-niemiecką.
Dotarliśmy do Kamminke. Przywitała nas piękna, słoneczna pogoda. W malutkim porcie, na drewnianych kutrach suszyły się sieci. Kolorowe domki z dachami pokrytymi strzechą i fikuśnymi okiennicami przykuwały wzrok. Ta cisza. Ten spokój. Ktoś konno pędził leśną drogą. Dzieci na polu puszczały latawce. A pan w ogrodzie, ze sztalugą, swe inspiracje przelewał na płótno. Uznam to, obok Rugii, najbardziej słoneczne miejsca nad Bałtykiem. I choć Kamminke nad samym morzem nie leży. To jest takie miejsce, z którego rozpościera się widok na morskie fale. A przy odrobinie szczęścia zobaczymy stamtąd promy odpływające do Szwecji. Droga w to miejsce dość kręta. Stroma. I wcale nie krótka. Za to z dużą dawką historii. Nostalgii. I zadumy. By tam dotrzeć, należy obrać drogę na wzgórze Golm. Nie sposób nie trafić. Bo znaki wskazują drogę na cmentarz wojenny. Jeden z największych takich w całych Niemczech. Pobyt tam jest nie do opisania. Głucha cisza odbija się od tysięcy drewnianych krzyży. Równiutko przystrzyżona trawa. Szum liści. Wiatr wygrywający melodię spoczywającym tutaj duszom. Jest to miejsce, które głęboko zapada w pamięć. Tak jak i całe Kamminke.
,,Jest takie miejsce, gdzieś na krańcu świata, gdzie żyją ludzie twardzi, ale mili. Gdzie by się chciało o każdej porze wracać, bo szkoda każdej wolnej chwili…”