M. popłynął. Już zaraz dwa tygodnie jak go nie ma. Straszny był ten moment, gdy przyszło się żegnać. Ciężki bardzo. Nam trudno było się rozstać. A jemu z Jankiem to już w ogóle. I mi na ten widok kilka razy serce pękło. Eh. Ale przyszedł maj. W końcu. Tak długo wyczekiwany. I wiedziałam, że jak już przyjdzie, to i nam jakoś lżej będzie ten czas rozłąki znieść. Bo dni ciepłe. I długie. Bo słońce. Bo kwiaty. Ptaki. Spacery. Owoce. I świeże warzywa. I choć bez dopiero kwitnąć zaczyna, a świeże szparagi gdzieniegdzie dopiero dostać można, to mi jakoś lepiej na duszy. Zaklęłam ten czas. I zaklinała go będę. Aż do powrotu Marynarza. By jak najszybciej. I najmilej płynął.
Majówka w tym roku u dziadków. I choć w mieście, to prawie jak na wsi. Bo z dala od tego zgiełku. Tak jak lubię. Po raz kolejny niech mówią zdjęcia…
My też najczęściej wypadamy do dziadków jak jesteśmy sami,chociaż jak M. w domu jest to też często tam jeździmy.Majówkę spędziliśmy na Mazurach i jak zwykle magiczny czas nad jeziorem u babci i dziadka strzelił jak z bicza,a Kacper niezadowolony musiał wracać do domu i przedszkola 😉 Ale przed nami kolejny długi weekend majowy 🙂 A propos fajna tabliczka 😉 U moich rodziców powinna być tabliczka z dopiskiem „obowiązuje dokładka słodyczy” a mama niech sama się martwi jak później przestawić młodego na normalne jedzenie i słodycze od święta 🙂 Asia zdjęcia jak zawsze fajne i … buty też 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Piękne zdjęcia ❤ 🙂 Ehh niech ten maj zleci..piękny maj, ta jak opisałaś.I niech nadejdzie wreszcie ten drugi tydzień czerwca, tyle miesięcy wyczekiwany…Dziadki to święta rzecz, już też się nie mogę doczekać wyjazdów na wakacje do nich 🙂
PolubieniePolubienie