Tak, temat rzeka (bądź w tym przypadku – temat morze). Dziś trochę męskiego punktu widzenia na temat żon marynarzy (a raczej marynarza). Daleko mi do generalizowania, więc za przykład posłuży mi Joanna. Chyba nie ma nic przeciwko, zresztą będąc tysiące kilometrów od domu nabrałem wielkiej odwagi.
Joanna towarzyszy mi praktycznie od samego początku. Poznaliśmy się na studiach. Ona tak naprawdę ma wiedzę jak to wygląda od podszewki. Nie będę snuł tutaj romantycznych historii rodem z „ Zakochanego Kundla”, aczkolwiek przyznaję, że tym właśnie kundlem jestem.
Jak wiadomo wszem i wobec, społeczna akceptacja takiego życia (czyt. ona sama w domu a on się zabawia na drugim końcu Świata) nie stoi na najwyższym poziomie. Daleko tu od schematu 8-16, wspólny, rodzinny obiad, zakupy, spędzanie czasu razem. Daleko tutaj od wiecznych narzekań na pracę przy kolacji, kłótni o „byle co” bo szef akurat się uwziął, pracy po godzinach bo akurat trzeba zamknąć miesiąc lub kierownik coś przebąkiwał o wakacie na wyższym stanowisku.. Facet ma być w domu, ma zarabiać pieniądze, naprawiać gniazdko, które to dziwnym sposobem samo postanowiło odpaść od ściany – słowem robić wszystko to, co przykazane i zaakceptowane przez ludzi wokół. Ciężko jest namówić kogoś, aby zostawił schematy gdzieś daleko z tyłu i prowadził życie w nieco odmienny sposób. Tak samo ciężko było dla mnie i zapewne dla wielu ludzi aby w ogóle coś takiego zaproponować. Ludzie najczęściej boją się tego, co nieznane a tak było ze mną, ponieważ jak tylko sięgam pamięcią, w oparciu o wszystkie rodzinne rozmowy, tradycja morska w mojej rodzinie wynosiła dokładnie zero. Już kiedyś wspominałem, że zacząłem pływanie przez przypadek i ten przypadek spowodował, że jesteśmy (marynarską rodzinką) tu i teraz.
Miałem to szczęście, że Joannę zdawało się to pociągać. Nie bez kozery mówi się, że za mundurem.. aczkolwiek raz zostałem pomylony z konduktorem.. Nieco mnie to uspokoiło. Ale gdy przyszedł czas poważnych deklaracji, jakiś wewnętrzny niepokój starał się zakłócić wszystko to co miałem już poukładane w głowie. W pewnym momencie pomyślałem, kurczę, ja? Ja mam się wyłamać ze schematu? A co ze świętami, wspólnym obiadem i zakupami? A jak przyjdą dzieci? Ile mnie ominie? To wszystko było (te myśli), jest i zapewne będzie siedzieć w mojej głowie.
Ale Ona nie pozwoliła i nie pozwala mi zwątpić. I o tym właśnie chcę powiedzieć.
Ona jedna wie ile nerwów kosztowały mnie studia. Razem ze mną przeżywała wygrane i porażki. To ona płakała jak bóbr gdy wyjeżdżałem pierwszy raz na statek. To ona jechała sama całą noc autem, żeby nad ranem spędzić kilkanaście godzin ze mną w Hamburgu. To ona dawała mi siłę gdy ktoś postanowił się na mnie uwziąć na burcie. To ona czeka na mnie z tym wielkim uśmiechem na lotnisku (lub z wielkim brzuchem jak to już raz się zdarzyło:p). To ona stoi w obronie tego co robię, nie pozwala innym na snucie bredni i wyimaginowanych historyjek o życiu marynarzy. To Ona to wszystko zna.
Nigdy nikt w życiu jej nie pokazał jak to jest być żoną marynarza. Wszystkiego nauczyła się sama. Cenię to bardzo apelując do tych wszystkich „wilków morskich” aby pomyśleli, że to co mają to nie tylko ich zasługa. I nie mówię tu o pięknym domu z ogrodem, czarnej be-emce czy markowych spodniach. To wszystko jest niczym bez tego, o co dba żona czy partnerka.
Mam obawy, oczywiście, że tak, jak to będzie z ojcostwem z doskoku. Ale to Ona nie pozwala Mu zapomnieć kim jestem. Dlaczego wyjechałem? Dlaczego już się z Nim nie bawię? Dlaczego go nie łaskoczę? Dlaczego nie przynoszę bułek na śniadanie? Dlaczego mamusia czasem chodzi smutna? To Ona pokazuje Mu moje zdjęcia, pokazuje jak lata samolot czy jak się buja statek. I to dodaje mi mocy. Ja jestem tu i robię swoje, Ona jest tam i dba o to wszystko sama, o co dbaliśmy razem. Ona wie, że nie ma sensu zawracać mi głowy sprawami, na które nie mam kompletnie wpływu. Ale z drugiej strony zawsze trzyma mnie „zaktualizowanego”. No kurczę, jak ja mam się denerwować na swoją kobietę, która pyta mnie na tydzień przed powrotem, co bym chciał zjeść gdy już będę w domu?
Te kobiety marynarzy to naprawdę silne babki. Nie tak łatwo je złamać. Wszystko co tu napisałem jest takie oczywiste, przecież tak jest, ale bardzo łatwo o tym zapomnieć. Dlatego marynarze! Dbajcie o swoje kobiety!
B.B.
Duet A+B doskonały 🙂 Tekst świetny, utożsamiam się z nim, w wielu kwestiach 😀 Mimo, że to poważne sprawy, to jakoś czytałam to z uśmiechem 🙂 Świetnie, brawo Bartku !
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I o ten uśmiech właśnie chodzi 🙂
PolubieniePolubienie
Sama prawda:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂
PolubieniePolubienie
piękne te słowa, łzy same leciały.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Miło mi bardzo
PolubieniePolubienie
Bartek świetny tekst. Zapewniam Cię,że młody Biński pamięta o tacie. Pięknie o Tobie mówił 😘❤ My właśnie stoimy na 2 dni przed wyjazdem. Do mojego dziecka to takie oczywiste,że całą 3 pakujemy walizki i wyjeżdżamy kolejny raz na wakacje 😔 Jak wytłumaczyć 3 latce,że tata jedzie na statek? Skoro Ona, pyta czy mam i tata mają walizki? Bo ona,swoją,od jutra już pakuję…. Ciężko mamy ,my jako kobiety,ciężko macie Wy…..ciężko mają nasze dzieci…. I wiem,po najbliższej rodzinie,że nikt nie zrozumie mnie tak jak inna rodzina marynarska.
Czekamy na Twoje kolejne przemyślenia – bo są takie nasze,życiowe 😃😘
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Morskie Dzieci mają we krwi tę przypadłość „twardej baby”, choć serce pęka, gdy dziecko musi się rozstać z tatą marynarzem 😦 Młody Biński coś tam już kuma, choć najgorsze jeszcze przede mną 😦
PolubieniePolubienie
Ahhhh i znow musiałam przeczytać text 3 razy,tak fajnie sie Was czyta :))) Sama prawda ❤
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Huhuhuuu 🙂 dzięki dzięki :):*
PolubieniePolubienie
Miło przeczytać,że M tak myślą i czują.
My mamy długi staż bycia razem, bo 27 lat (w tym 24ślubne) i bywało różnie,ale na ogół bardzo szczęśliwie. Dziś jednak wiem,że morze i system pracy zmienia Naszych Chłopaków i wcale nie na gorszych,ale po prostu na innych. Dzieci no cóż nie skarżą się na swój los,ale to co popłyneło im z kontraktami już nie wróci i też odcisneło swoje piętno. Ja żona…trwam jak latarnia morska opieram się sztormom, rozświetlam drogę i przyciagam do brzegu. Czy ktoś to docenia,czy ktoś to widzi ? Do dziś nie wiem,ale wierzę,że owszem,że tak. 😉 Pozdrawiam i życzę dużo cierpliwej miłości.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak widać są długowieczne związki marynarskie! Brawo za 27 lat razem! U nas to tylko 16 lat, ale moi rodzice mają za sobą już 42-letni staż marynarsko-małżeński i żyją razem i są szczęśliwi. A różnie to bywało, raz na wozie, raz pod wozem. Najważniejsze to się nawzajem doceniać, a rozłąka czasami temu służy, bo obie strony chcą uczcić powrót do domu. I nie tracić czasu na bzdury, bo jest go mało. Męski punkt widzenia jak zawsze jest SUPER!
Poproszę jeszcze tekst o tym kto jest kim na statku, komu podlega i za co odpowiada, bo to niby wszystko wiadomo, a ja do tej pory mam z tym problemy i jakoś całości nie ogarniam!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Na życzenie, bedzie post 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba