My- Kobiety Marynarzy, jak Penelopa, wyczekujemy na lądzie powrotu ukochanego. Z utęsknieniem wzdychamy na samą myśl o powrocie, jak szalone ogarniamy wszystko na jego przyjazd i z motylami w brzuchu pędzimy na lotnisku wyczekując Marynarza na terminalu przylotów. To są momenty, które opisać i doświadczyć może tylko osoba, która rozstaje się z ukochanym. Trudno opisać te emocję, tę euforię i radość taką, że aż brakuje tchu. Dużo gorzej jest, gdy przychodzi dzień wyjazdu na statek.
Każda z nas doskonale zna ten moment, kiedy M. dostaje telefon z firmy informujący go o dacie wyjazdu. I nie jest chyba ważne, czy informację tę dostajemy na dwa miesiące przed czy na cztery dni z wyprzedzeniem. Ta informacja budzi w nas- Kobietach Marynarzy, tak samo skrajne emocje. Z własnego doświadczenia wiem, że informacja o wylocie na długo przed nie jest powodem do tego, by tych negatywnych emocji uniknąć. Owszem, dzięki temu, że wiemy dużo wcześniej o tym, kiedy nasz M. wyjeżdża, jesteśmy w stanie zaplanować więcej spraw, ale w momencie, kiedy zbliża się dzień wyjazdu, emocje są tak samo negatywne, jak przy informacji na kilka dni przed.
Chodzę, popłakuję, nie mogę znaleźć sobie miejsca, uciekam w pracę, wkurza mnie widok walizki i gromadzonych w niej rzeczy, nienawidzę zakupów na statek. Wszystko mnie drażni, a o kłótnie nietrudno. Ale w tym wszystkim zapominamy o naszych Chłopakach. Im jest równie ciężko jak nam, a pewnie i ciężej, bo zostawiają nas z bliskimi, a oni sami lecą na drugi koniec świata.
Myślę, że dla Marynarzy wyjazd na statek wiąże się również z dość dużym stresem. Stres ten dotyczy dwóch aspektów, mianowicie zostawienia rodziny, a co za tym idzie poradzenie sobie z ogromną tęsknotą i świadomością codziennych trudności tu na lądzie. Sytuacje są różne i nie zawsze jest tak kolorowo. Jeśli my tu na lądzie mamy wsparcie najbliższych, to oczywiście w świadomości marynarza rodzi się pewne poczucie spokoju, że w razie potrzeby mamy na kogo liczyć, gdy on będzie tysiące kilometrów od domu. Ale chyba nigdy nie jest tak, że w głowach nie tlą się myśli o możliwych trudnościach i problemach: ktoś zostawia kobietę w ciąży, ktoś zostawia budowę domu, sprawę w sądzie, pierwszy dzień w szkole dziecka, dzień taty, roczek, komunię, kupno lub sprzedaż działki/auta, operację i wiele innych spraw. Powodem stresu dla marynarza może być również sam wyjazd na statek, podróż, kontakt. Nie zawsze jest tak, że marynarze mają stałego zmiennika i wracają na ten sam statek. Mój Marynarz na przykład pływa w jednej firmie, ale każdy kontrakt ma na innym statku, z inną załogą, z podmianą w innym porcie. Czasem zdarza się, że sama podróż nie jest łatwa. Jest kilka przesiadek na ogromnym lotniskach gdzieś w świecie i trudności z tym związane. Są agenci, którym czasem zdarzają się wpadki. Są różne załogi, różne statki, różne porty itd.
Oczywiście są i tacy, zaprawieni już w boju, którym wyjazd na statek nie przysparza ani krzty stresu. Pakują się w pół godziny, podróż traktują jako odpoczynek od spraw codziennych a sama podmiana jest przyjemnością, bo wracają na statek, na którym byli już wielokrotnie, mając zaufanego zmiennika, który podczas swojego kontaktu nie narobił im bałaganu i zaległości na jego stanowisku.
Może zdarzyć się i tak, że wyjazd na statek jest pozbyciem się problemów lub ucieczką od nich. Pozostawieniem ich na lądzie i danie sobie na tak zwane ,,wstrzymanie”.
Sytuacje życiowe są różne, ludzie są różni. Pamiętajmy jednak Kobietki, że nasza trauma związana z wyjazdem naszego Marynarza na statek jest też jego traumą. Nie tylko nam świat wali się na głowę…