Marynarska dieta cud

Ostatnio pisałam o tym, że długość kontraktu ma znacznie… Dziś zdradzę Wam jak długość kontraktu mojego Marynarza wpływa na moją wagę. Nie tak dawno przeczytałam bardzo fajne zdanie: ,,Mężczyźni myślą, że kobiety marzą o księciu z bajki. Bzdura. My marzymy, aby się najeść i nie przytyć.” Waga to chyba odwieczny problem kobiet, jedne chcą zrzucić na wadze, drugie przybrać- i w kółko to samo.

Dzisiaj na swoim przykładzie pokażę Wam jak łatwo dbać o swoją sylwetkę i zdrowie nie zarzynając się przy tym na siłowni i nie katując dietami cud. Wspominałam ostatnio, że kontrakty mojego marynarza opiewają na długie cztery miesiące. Zawsze kiedy wypływa, ja stawiam sobie jakieś postanowienia na ten czas kiedy go nie będzie. To takie moje ,,kontraktowe postanowienia” niczym noworoczne plany. A te postanowienia są przeróżne, na przykład kiedyś postanowiłam przez cztery miesiące regularnie chodzić na zajęcia zumby i dzięki temu złapałam zumbowego bakcyla. Innym razem postanowiłam, że nauczę Jasia wołania na nocnik (tutaj niestety poległam- mój M. nauczył go po powrocie). Jeszcze innym razem obiecałam sobie zmienić swoje nawyki żywieniowe, zwracać większą uwagę na to co jem, postanowiłam też celebrować posiłki i popracować nad moją bolączką po ciąży, mianowicie rozejściem mięśni prostych brzucha.

Waga i sylwetka to indywidualna sprawa i w bardzo dużym stopniu zależy od genów. Czasem jest tak, że mimo iż zostawiamy hektolitry potu na siłowni, to i tak nie uzyskamy porządanej wagi lub sylwetki. Ja akurat należę do osób, które mają bardzo dobrą przemianę materii i choćbym jadła niewiadomo ile, moja waga ani drgnie. Na szczęście, bo gdyby było inaczej, to przy moim apetycie i przy moim metrze sześćdziesiąt byłabym pulchniutką, toczącą się kuleczką. Ale nie o tym chciałam mówić. Chciałam Wam powiedzieć, że mimo tego, iż na przykład tak jak ja, nie macie problemu z wagą, to jednak warto jest zmienić swoje nawyki żywieniowe i zwrócić uwagę na to, czy dostarczamy naszemu organizmowi wartościowych składników. Bo przecież jesteś tym, co jesz…

Zdradzę Wam swój sekret (chociaż to żadne odkrycie) na to jak ja dbam o swoje ciało. Wygląda to mniej więcej tak, że kiedy mój Marynarz jest w domu, to ten sposób raczej odpuszczam i nie trzymam się go tak rygorystycznie. Wcinamy chipsy, kabanosy do wieczornego serialu, zamawiamy sushi, wychodzimy na jedzenie wieczorem. Ale kiedy Marynarz jest na statku, to przez bite cztery miesiące jestem na DETOKSIE. Tak, tak, wiem, brzmi hardcorowo. Ale to nie taki detoks o jakim myślicie. Nie katuję się żadną dietą, jem wszystko co lubię, w takich ilościach na jakie akurat mam ochotę. Już jakiś czas temu udało mi się zmienić swoje nawyki żywieniowe, więc mówiąc, że jem wszystko w moim przypadku akurat mam na myśli na przykład ciemne pieczywo, warzywa, duże ilości wody, cytryny, imbiru. Od jakiegoś już czasu co miesiąc rozpieszczam się słodkościami od Ani Lewandowskiej. Ale to nie jest reguła, bo jeśli akurat mam ochotę na jasne pieczywo czy coś, co z zasady jest tuczące, nie do końca zdrowe itd. to zwyczajnie to wcinam. Mój marynarski detoks polega na niczym innym jak na jedzeniu wszystkiego, w dozwolonych ilościach przez osiem godzin dziennie. Reszta, czyli szesnaście godzin to ten mój detoks. Organizm ma wtedy czas na regenerację i pozbycia się toksyn. Mój organizm przyzwyczaił się do tego schematu i taka ,,dieta cud” nie jest dla mnie żadnym wyrzeczeniem, więc w łatwy sposób mogę o siebie zadbać. Taka czteromiesięczna dieta pozwala mi zregenerować organizm, wyrównać przemianę materii a co za tym idzie z łatwością kontrolować swoją wagę. W parze z ,,marynarską dietą cud” idą codzienne, zdrowe nawyki takie jak picie wody z cytryną i imbirem zaraz po przebudzeniu, regularne przyjmowanie naturalnych probiotyków takich jak na przykład sok z kiszonej kapusty czy używanie produktów bogatych w kwasy omega-3.

Warto o siebie zadbać, bo to nie tylko wiąże się z utrzymaniem prawidłowej wagi, ale przede wszystkich utrzymuje nasz organizm w dobrej kondycji psychicznej, bo przecież zadowolony, spełniony i szczęśliwy człowiek, to zdrowy człowiek. A na zdrowiu nam wszystkim najbardziej zależy. Walczcie więc o siebie. To wcale nie jest takie trudne, jakby się mogło wydawać. Walczcie bo jest o co. Walczcie dla siebie i dla swoich najbliższych.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s