Żona Marynarza na etacie

Pracować? Nie pracować? Te hasła, nie wiedzieć dlaczego, budzą ogromne poruszenie i dyskusje na internetowych forach i blogach. Zaraz obok karmienia piersią czy naturalnym porodem, pracująca mama wzbudza spore emocje. Ten temat był już tyle razy wałkowany, ale ugryzę go dziś od innej strony…od swojej strony…

Przesiedziałam całe siedem dni z Jasiem na opiece. Złapał jakiegoś paskudnego wirusa i trzeba było zostać w domu. Pogoda dopisała, chyba cała Polska cieszyła się ciepłą, złotą jesienią. Wietrzyliśmy z Jasiem wirusa na całego, całe dnie spędzaliśmy na dworze. Przed południem byliśmy już w parku, przyglądając się karmieniu zwierząt w tutejszym mini zoo. Potem zabawa w ogrodzie, a po obiedzie obowiązkowa wycieczka rowerowa. Wszystko fajnie, te wspólne chwile są bezcenne, mimo że wymuszone chorobą. Pierwsze dwa dni na opiece były o tyle normalne, że w poniedziałek pognałam jeszcze na dwie godziny do pracy pozałatwiać najpilniejsze rzeczy. W środę ubrałam dres….!!! I tu zaczynają się schody. Wszak dres to największy wróg kobiety. Ubrałam dres, adidasy, włosy związałam w kucyk, a po makijażu nie było śladu. I nie ma w tym nic dziwnego. To były dni Jasia z mamą. Byłam tylko dla niego i nic innego nie grało roli. Jednak…ten tydzień w domu dał mi sporo do myślenia…

Wiecie, że na co dzień pracuję i lubię swoją pracę. Ale to nie jest tak, że człowiek jak pracuje to na co dzień nie marudzi. A to przydałby się urlop. A to szalony dzień w pracy i padam na twarz. A to ktoś mnie wkurzy. Ale myślę sobie, że nie nadaję się na siedzenie w domu tak na dłuższą metę. Urlop, kilka dni wolnego ok. Ale mama bez etatu to nie dla mnie. Nie chodzi o siedzenie z dzieckiem, tylko o fakt, że mniej się człowiekowi chce. No i czas się wtedy strasznie wlecze. Siedząc ten tydzień z Jasiem w domu nie byłam tak produktywna jak normalnie. Nie miałam tylu obowiązków (wszystkie obowiązki związane z pracą zostawiłam w firmie) i w związku z tym nie byłam już tak skupiona jak zwykle. Mogłam sobie pozwolić na poobiednią drzemkę z Jasiem, nie mówiąc o tym, że całe dnie byłam niewyspana a spałam do 8.30. Przez pierwsze dni fajnie, ale na dłuższą metę niekoniecznie.

Sam fakt, że nie chciało mi się umalować, ubrać, uczesać…Mogłam cały dzień chodzić w piżamie lub dresie. I o ile raz na jakiś czas taki piżamowy/dresowy dzień jest super, o tyle wiem, że nie chodząc do pracy nie miałabym motywacji do umalowania się czy ubrania mniej wygodnych ciuchów niż dres. Praca na etacie jest ciężka dla kobiety z dzieckiem. Tym bardziej dla kobiety z dzieckiem i mężem marynarzem. Praca na etacie narzuca pewne wymagania którym należy się podporządkować. Jest szef, przełożony. Są sprawy, które nie mogą być zrobione jutro, są terminy których należy się trzymać i z których należy się wywiązać. Są też wyniki, które należy osiągnąć. Korporacja czy mała, rodzinna firma- bez znaczenia.

Fajnie, kiedy można się dogadać. Kiedy mamy wsparcie w pracy i nikt nie patrzy na nas krzywo, bo drugi raz w miesiącu lądujemy na opiece z dzieckiem. Kiedy mój M. jest na statku, wstajemy z Jasiem wcześnie rano, jedziemy do przedszkola, mam tak wszystko poukładane, że wystarczy, że wyjadę z domu pięć minut później i jestem spóźniona do pracy. Wszyscy też wiedzą, że nie załatwią ze mną spraw po piętnastej, bo punkt trzecia gnam po Jasia do przedszkola. Mam też jedną, żelazną zasadę. Pracę zostawiam w firmie. Nie zabieram jej do domu. I nie mam tu na myśli tylko papierów, ale także głowę. Nie myślę o pracy, a przynajmniej się bardzo staram. Kiedyś było inaczej. Kiedyś żyłam pracą. Ale to było dawno i nieprawda:)

W moim przypadku żona marynarza na etacie jest jak najbardziej ok. Widzę w tym swoim schemacie dla siebie i swojej rodziny więcej plusów aniżeli minusów. Jeśli chodzi o fakt, że nie siedzę z Jasiem dwudziestu czterech godzin na dobę, to bez sensu pisać czy to dobrze czy źle, bo przecież każdy rodzic wie co dla jego dziecka najlepsze. Więc to, co w moich oczach jest dobre, niekoniecznie musi takie być dla Ciebie.

Oprócz tych podstawowych plusów pracy na etacie, czyli:
– ubezpieczenie pod które mogę podłączyć członków swojej rodziny
– prywatna opieka medyczna Medicover (dla wszystkich pracowników firmy w której pracuję)
– dofinansowanie do żłobka i przedszkola
– pakiet socjalny: pożyczki, zapomogi, imprezy dla dzieci, bony świąteczne itd.

Oprócz tego wszystkiego, jest jeszcze jedna zaleta, o której chcę powiedzieć, a o której może niepracujące mamy nie myślą. Żona Marynarza na etacie jest w stanie sporo zaoszczędzić. Spytacie jak to możliwe? To oczywiście zależy od kilku aspektów. Lecz jeśli wynagrodzenie, które otrzymuje za swoją pracę nie jest najniższą krajową i jeśli potrafi się dobrze rządzić, to jest w stanie spokojnie przeżyć miesiąc za swoją pensję, a co za tym idzie, całą pensję męża odłożyć. Tym sposobem, jeśli my żony mamy wkład w domowy budżet, można łatwiej i prędzej odłożyć na poważniejsze inwestycje: nowy samochód, budowę domu, kupno mieszkania, wakacje czy chociażby nowe buty czy torebkę.

Tym postem wcale nie chcę nikomu udowadniać, że pracująca mama lub mama w domu z dziećmi to lepsze lub gorsze rozwiązanie. To iście indywidualna sprawa i każdy najlepiej wie co najlepsze dla siebie i swojej rodziny. Każda z nas jest inna, jedna, tak jak ja, nie wyobraża sobie siebie bez pracy, druga siebie bez siebie w domu. Każdy z tych wyborów ma swoje plusy, na własnym przykładzie chciałam Wam pokazać, że mit pracującej mamy nie istnieje. Wiele osób myśli, że powrót mamy do pracy po urlopie macierzyńskim nie wart jest zachodu, bo mama dzieci chorują a mama ląduje ciągle na opiece, bo finansowo się to nie opłaca, bo opiekunka czy przedszkole są drogie, bo pracująca mama niewiele wnosi do domowego budżetu. To wszystko da się pogodzić i wcale nie wychodzi się na tym najgorzej. W gruncie rzeczy pracodawcy wcale nie zatrudniają chętniej mężczyzn. Kobiety są dokładniejszymi i przykładniejszymi pracownikami, a dyskryminacja zarobkowa to fikcja. Kobieta jest w stanie utrzymać rodzinę i spełniać się na kilku płaszczyznach jednocześnie: jako pracownik, mama, żona, pani domu. Wystarczy tylko chcieć.

3 thoughts on “Żona Marynarza na etacie

  1. Wg mnie jest odwrotnie. Mamy, które „siedzą” w domu są postrzegane jako leniwe i niewiele warte. Poczytaj komentarze pod podobnymi postami na Żonie Marynarza. Bo siedzą na garnuszku męża. Jako kura domowa mogę powiedzieć, że może nie zarabiam, może tylko wydaję kasę męża, która nota bene jest wspólna, a nie moja czy jego, ale też mój wkład w dom jest inny. Gotuję, sprzątam, piorę i robię te wszystkie rzeczy, które robi kura domowa. Nie mam czasu na latanie po koleżankach, nie łażę po kosmetyczkach i fryzjerach, jestem matką-taksówką dla swoich dzieci i dla ich znajomych. Praca na „etacie”, poza domem, to trochę jak wyjście na imprezę (mamy siedzące w domu wiedzą o co chodzi). Zostawiasz wszystko i wychodzisz na parę godzin odetchnąć od domowych obowiązków. A kury domowe siedzą w domu cały czas. Nie mają tego „oddechu”. I to nie jest tak, że nie mogłabyś Asiu tak żyć. Jakbyś musiała, to byś żyła i siedziała w domu. Jak zwykle jest to kwestia wyboru, przyzwyczajenie oraz tego, na co nas stać (także finansowo). Ale żeby nie było, każdy wybór jest dobry, każda babeczka potrzebuje czegoś innego, jedna będzie się spełniała w domu, inna w pracy. Więc najlepsza jest opcja, z którą się dobrze czujemy i która daje nam satysfakcję. Pozdrawiam kury domowe i pracujące!

    Polubienie

    • To prawda, pracując na etacie mam chwilę ,,psychicznego” oddechu od domowych spraw, choć wszystkie te domowe obowiązki mam również na co dzień. Tak samo piorę, sprzątam, prasuję, gotuję. Tyle tylko, że muszę się bardziej nakombinować- obiady gotuję wieczorami, tak by było co zjeść na następny dzień, pranie również robię wieczorem, jedno ściągam, drugie wywieszam. Prasuję kiedy młody śpi, sprzątam jedynie w weekendy. Fryzjera odwiedzam raz na cztery miesiące (przed powrotem M.) a do kosmetyczki nie chodzę, wycwaniłam się i sama robię w domu hybrydy (pod osłoną nocy). Zgadzam się w 100% że praca na etacie to jak wyjście na imprezę- pomimo ogromu obowiązków odpoczywa się psychicznie. Dla mnie największym plusem pracy na etacie jest fakt, że czteromiesięczne kontrakty mojego M. mijają mi znacznie szybciej i lżej psychicznie:)

      Polubienie

  2. Żaden wybór, zawsze i żeby niewiem co i jak praca i jeszcze raz praca. Trzeba ją mieć i trzeba mieć coś swojego, bo nigdy nie wiesz co Cię spotka. Ja pracowałam zawsze i zawsze wracałam po macierzynskich ( kiedyś zdajsie z urlopem wypoczynkowym trzy miesiące) . Pewnie,że nie było lekko,bo kontrakty pięcio i sześcio miesięczne, do tego dwu letnia zaoczna szkoła,a potem piecio letnie studia.Ogarnełam i dałam radę bez auta z weekendową (na czas nauki) pomocą rodziców. Jakoś zawsze wolałam sama i u siebie się organizować no i też nie było wyjścia,bo pomoc była z musu, ale to inna opowieść.Dałam radę,bo chcieć to móc. Nie czuję dziś,że to było poswiecenie, zarobienie się po prostu takie życie,a ono to nie bajka. Nie zastanawiałam sie też czy dam radę, czy targnę to życie po prostu plyneło . Dziś Dziewczynki.nasze dwie to pannice, ja dalej w pracy i w domu, a On na morzu. 😌 Wy też możecie i dacie radę .

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s