Wspólna kasa czy osobne konta?

,,Ooo masz nową bluzkę Kochanie…” -,,Nieee, stara przecież, przeleżała w szafie z pół roku.” Każda z nas dobrze zna ten tekst, a małe kłamstewka o nowej parze butów to już chyba kobiecy stereotyp. I o ile nie spowiadam się swojemu mężowi z każdej zakupionej rzeczy, to jednak decydujemy o sprawach razem, nawet, gdy on jest na statku.

Praca marynarza często uniemożliwia stały kontakt z bliskimi. Na szczęście coraz więcej firm inwestuje w internet satelitarny, co nie zmienia jednak faktu, że nie możemy zadzwonić do marynarza za każdym razem kiedy tego potrzebujemy. Są sytuacje, które wymagają od nas podjęcia natychmiastowej decyzji bez możliwości skonsultowania się z mężem. Zawsze powtarzam, że dla mnie najgorszy w tym zawodzie jest fakt, że kiedy marynarz jest na statku, czuję na swych barkach tę odpowiedzialność. To takie psychiczne obciążenie z tyłu głowy, świadomość, że w sytuacji kryzysowej dla siebie i dla swojej rodziny to ja jestem tą, która decyduje. Wydawać by się mogło, że my kobiety lubimy mieć ostatnie, decydujące zdanie. A jednak…

Nie mam problemu z mówieniem mężowi o kolejnej, przysłowiowej parze butów. Wręcz przeciwnie, mam potrzebę dzielenia się z nim takimi rzeczami. Mój M. to mój najlepszy przyjaciel. Nie ma go z nami na co dzień, więc nie mam też możliwości by przegadać z nim połowę nocy. M. jest moim najlepszym doradcą, we wszystkich kwestiach. Nikt nie zna i nie rozumie mnie tak jak on, choć jest moim totalnym przeciwieństwem.

Decyzje podejmujemy wspólnie, czy to te mniejsze, czy też te najwyższego szczebla. Jakoś tak podświadomie się już utarło, że mamy swoje sfery, w których czujemy się najlepiej i oboje wiemy, że każde z nas działa na własnych płaszczyznach grając do jednej bramki. Mamy wspólne tematy o których decydujemy razem, chociażby kolory ścian czy nowe meble, ale jest też wiele osobnych spraw, o których każde z nas decyduje sam. Kwestia finansowa jest w naszym przypadku na drugim planie. Na szczęście dobraliśmy się tak, że temat finansowy jest wypośrodkowany. Ja, wiecznie niezdecydowana, cztery razy zastanowię się nad tym, czy wydać pieniądze na to czy tamto i czy to faktycznie się opłaca. Mój M. z kolei wychodzi z założenia, że pieniądze są po to, by je wydawać. Razem do kupy wzięci tworzymy nawet spoko duet 🙂

Tak, jestem przykładną, kochającą i oddaną żoną- mówię mężowi o wszystkim. Oczywiście nie popadam w paranoję i nie opowiadam mu o każdej kupionej bluzce czy każdej wydanej złotówce. Zresztą, mając wspólne konto trudno byłoby cokolwiek ukryć, haha.

Właśnie a propos konta i wspólnych pieniędzy. Dla mnie to całkowicie normalne i nie wyobrażam sobie, by było inaczej. Ku memu zaskoczeniu tak całkiem normalne to jednak nie jest dla sporej grupy osób. W marynarskich rodzinach często jest tak, że mężczyzna pracuje, a kobieta zostaje w domu. Jednym słowem to mężczyzna zarabia pieniądze. Ale przecież tworzymy rodzinę i wszystko jest wspólne. Niezrozumiałe jest więc w tej sytuacji dla mnie, że małżeństwo ma dwa konta bankowe, mąż wydziela żonie pieniądze na tak zwane życie, a resztę trzyma na swoim koncie, no bo to w końcu on zarobił te pieniądze.

Czy taka sytuacja ma jakieś wytłumaczenie? Hmmm, jakby nie patrzeć wszystko idzie do wspólnego koszyka, bo przecież liczy się rodzina. Wiele osób mówi jednak: a co w sytuacji kiedy żona wydaje mnóstwo pieniędzy na własne zachcianki? Czy wtedy osobne konta mają sens? Trudno jest mi się postawić w takiej sytuacji, bo ja również mam wkład pieniężny do wspólnego budżetu. Należałoby pewnie tę sytuację wypośrodkować. Choć znowu ile osób tyle przypadków. Ja jestem z natury oszczędną osobą, i kiedy mam wydać jakąś sumę pieniędzy, dwa razy się zastanawiam. To mój mąż jest tym, który mówi mi, że kolejna para butów to nic takiego i nie ma się co zastanawiać. Dziwne prawda? A jednak 🙂

Utarło się już chyba w naszym społeczeństwie, że wspólne konto jest stricte związane z zaufaniem. Moim zdaniem niekoniecznie. Można mieć osobne konta nie mając przy tym rozdzielności majątkowej z bardzo rożnych powodów. Wydaje mi się, że za wspólnym kontem w parze idzie poziom luzu, którym jesteśmy obdarzeni. Mam tutaj na myśli na ile wzajemnie potrafimy tolerować wydatki swojego życiowego partnera. Czy łatwo Ci facecie zaakceptować zakup piętnastej torebki? Czy żonie puszczają nerwy, gdy widzi kolejne wydatki na kręgle z kumplami lub zakup “zbędnego” gadżetu? Sami sobie musimy uczciwie odpowiedzieć czy zaglądamy sobie do kieszeni i czy istnieje prawdopodobieństwo, że będziemy sobie wypominać wydatki.

Przy braku luzu i umiejętności zdystansowania się do wydatków partnera, oddzielne konta są jakimś sensownym rozwiązaniem, także dla własnego dobrego samopoczucia. Po co się denerwować? Zresztą, tak z przymrużeniem oka, jest na to doskonałe rozwiązanie, tylko spójrzcie…

2 thoughts on “Wspólna kasa czy osobne konta?

  1. Haha, u nas jest dokładnie tak samo jak u Was ☺ ja to ten typ rozsądny, a mąż to ten typ masz ochotę to kupuj ☺ ale o ile wszystko ma ręce i nogi to nie ma się co stresować.
    Fajny tekst, podoba mi się 😁

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s