Tak zaczyna się refren jednej ze świątecznych piosenek, których teraz wiele w każdym radiu. Zewsząd rozbrzmiewają dzwonki i kolędy, migoczą kolorowe światełka, częstują grzanym winem, zachęcają do kupna prezentu. Z tym świątecznym zgiełkiem to jest tak, że albo się go lubi albo nienawidzi. Choć w marynarskich rodzinach to jest różnie…
Święta kojarzą się z bliskimi, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Lubimy święta, kiedy jesteśmy wszyscy razem. Gdy kogoś brakuje, święta nie są już takie same. Najgorzej jest chyba, kiedy kogoś brakuje już na zawsze. Tej luki nie da się zapełnić, a pustka pozostanie aż po kres. Bardzo ciężko jest również, kiedy ukochany Marynarz jest ma drugim końcu świata, bez możliwości kontaktu.
Ostatnie dwa lata święta spędziliśmy bez naszego Marynarza. I coś obiecałam sobie, że będę silna, to przy dzieleniu się opłatkiem zawsze wymiękałam. Wtedy ten rozrywający ból od środka przeszywał całe moje ciało. Zrozumie to ten, komu zabrakło w tym dniu najbliższej osoby. Wcale nie musi to być Morska Rodzina. Takich osób jest całe mnóstwo…
Mówi się ostatnio sporo o magii świąt, o nastroju, o prawdziwym sensie Bożego Narodzenia. Myślę, że dla każdego ta magia, ten nastrój i sens są inne. Bo przecież to zależy od wiary, od aury, od charakteru, wrażliwości i od osobistych okoliczności. Trudno będzie poczuć magię świąt komuś, kto nie tak dawno stracił bliską osobę. Trudno będzie poczuć bożonarodzeniowy nastrój komuś, kogo najbliższa osoba jest gdzieś bardzo daleko. Trudno będzie odnaleźć sens komuś, kto nie wierzy w narodziny Jezusa.
W naszym morskim życiu z tymi świętami jest różnie. Staram się to sobie tłumaczyć tak, że jeśli mój Marynarz jest na święta w domu, to ktoś w jego miejsce musi być od swojego domu daleko. Analogicznie więc w kolejnym roku to mój Marynarz jest z dała od rodziny, by ten ktoś, kto rok wcześniej był daleko, mógł być teraz blisko. Tak to działa. Cudów nie ma.
Tak samo jest z tą magią świąt. Jako osoba wierząca, sens Bożego Narodzenia dostrzegam zawsze, magię i nastrój już niekoniecznie. Boże Narodzenie to nie choinka, to nie śnieg, nie Mikołaj, nie dzwoneczki, nie grzane wino i nie stroiki. Choć z tym wszystkim jakoś bardziej im do twarzy. Kiedy podczas świąt Marynarz jest na statku, nie ubieram choinki w domu, nie wyciągam tych wszystkich stroików, lampek i świątecznych dekoracji. Święta spędzam u rodziców, tam szukając rodzinnego azylu, ciepła i otuchy. Nie powiem, że wtedy święta są niczym zwykły weekend, bo tak nie jest. Nie są dla mnie jednak tak wyjątkowe, jak te spędzane z Marynarzem.
Ja ciągle o sobie, ale przecież Marynarze tam na statkach mają też bardzo ciężko. Tam chyba na siłę próbuje się ten świąteczny nastrój stworzyć. I o ile dla jednych może być to dobre, by odtworzyć choć namiastkę świąt, dla innych może być to frustrujące, tym bardziej, że są tak daleko od najbliższych.
Ze świętami związana jest również cisza, która Kobietom Marynarzy jest doskonale znana. Z ciszą przecież obcujemy na co dzień. Nawet mając małe dziecko, gdy zasypia, my zostajemy same z ciszą. ,,Cicha noc…”- tej ciszy w święta się szuka. W całym tym świątecznym zgiełku, odrobina ciszy jest na wagę złota. Tak jej szukamy, tak za nią tęsknimy, bo ona uspokaja, koi. Ta cisza, ten adwent…Kiedy jest pełno wszystkiego w koło, ta cisza dziwi, peszy, a nawet budzi strach. Bo w takiej ciszy to każdą własną myśl słychać bardzo wyraźnie. W ciszy siebie słychać coraz głośniej. I może to zachwiać nieco tym człowieczym, radosnym przekonaniem o jego własnej osobowości. I posmutnieć można. A jeszcze potem ta cisza uspokaja. Kiedy człowiek wraca do codzienności, to mu się wydaje, że 99% tego gadania, to jakiś jazgot niepotrzebny. I sypie się na człowieka jak tynk z sufitu. A wiele słów wypowiadanych jest niepotrzebnie.
A gdyby tak całe to przedświąteczne szaleństwo tak na chwilę w sobie uspokoić. Na chwilę. Nie słuchać i nie słyszeć tego jazgotu. Niechby być nawet w samym środku tego i nie słyszeć. Ciszę słyszeć. Tego sobie i Wam właśnie na ten przedświąteczny czas życzę. Niech się dzieje…