Jakiś czas temu mieliście okazję poznać sześć historii Marynarzy. Sześć różnych osób i sześć różnych losów. Jeśli, ktoś nie czytał, to można nadrobić tutaj. Dziś przedstawiam Wam kolejną porcję morskich historii naszych chłopaków. Każdy z nas jest inny, każdy ma inną historię. Poznajcie dziś Bartosza, Pawła, Damiana i Jakuba.
Bartosz, lat 30, pływa od 9 lat. Miał być budowniczym mostów, ale spóźnił się o 1 dzień z dostarczeniem dokumentów na studia. Jego historia związana z morzem zaczęła się w wieku 8 lat, kiedy to zwiedzał w Świnoujściu prom „Polonia”. Bardzo mu się spodobało. Niedługo później wujek marynarz pokazywał mu filmy ze statków na których sam pływał. Bartek poczuł, że walka z żywiołem (sztorm) to coś co chciałby w życiu robić. Wtedy jeszcze nie do końca rozumiał czym jest sztorm dla załogi na statku. Od czasu rozpoczęcia gimnazjum jego celem było dostanie się na Akademię Morską. W międzyczasie zrobił patent żeglarza jachtowego i poznawał smak przygody morskiej na dezetach i omegach podczas obozów żeglarskich i rejsów morskich.
Po prawie 10 latach pływania uważa, że obecna praca na morzu w charakterze chiefa na masowcach pozwala obrzydzić wszystkie tradycje morskie. Jeszcze kiedy zaczynał karierę pływając za marynarza i nie mając rodziny uważał, że pływanie pozwala zwiedzać świat i zarabiać niezłe pieniądze. Dziś zauważa, że często statek w portach zaczyna być traktowany jak wróg i radość z pływania wygasa. Statki nie stoją już w portach tak długo jak kiedyś, a praca chiefa wymaga nadzoru nad załadunkiem i zdarzają się rejsy, w których o zwiedzaniu świata można zapomnieć. Gdyby mógł wybrać 10 lat temu jeszcze raz kierunek studiów zastanowiłby się 2 razy czy iść na Akademię Morską.
Paweł, po skończeniu szkoły średniej w Kołobrzegu, interesował się wieloma wyższymi uczelniami w Szczecinie, bo tam miał znajomych i stąd decyzja o wyborze uczelni w tym mieście. Akademia była wyborem bardzo spontanicznym, u Pawła w rodzinie nikt nie zajmował się tą dziedziną więc poszedł sam na żywioł. Udało się, nie bał się zaryzykować, bo wiedział, że zawód marynarza daje dobrą perspektywę na przyszłość. Dziś jest tatą wspaniałych bliźniaków i mężem Justyny, której nie obce są tematy związane z morzem. Wpadajcie na jej morskiego bloga https://blizniakimarynarzija.wordpress.com/
Damian, lat 29, pływa od 5 lat. Sam o sobie mówi, że jest wolnym strzelcem. Nie ma dziewczyny, żony, zobowiązań a pływanie traktuje jako przygodę życia. W domu pomiędzy kontraktami jest krótko. Kiedy tylko nadarza się okazja, leci na statek. Chce jak najwięcej wypływać, zarobić, zobaczyć. Po każdym rejsie nie odkłada pieniędzy, cieszy się z wydawania na własne przyjemności, korzysta z życia. Nie wie do końca, czy pływanie to faktycznie to, co chce w życiu robisz. Na razie pływa, bo tak mu wygodnie. Pływa raczej dla pieniędzy, niż z powódek czysto przyjemnych, choć pracę na morzu traktuje poważnie.
Jakub, lat 35, pływa na statkach kontenerowych, kontrakty są długie- czasem nawet 6-7 miesięczne. Poszedł na Akademię Morską ponieważ namówił go kolega. Mówił o przygodzie i dobrych pieniądzach. Na początku pływanie traktował jako przyjemność, choć po latach spędzonych na morzu z dala od rodziny, Jakub zaczyna się zastanawiać czy to wszystko ma sens. Czy tak długie kontrakty nie odbiją się w przyszłości na jego relacjach z najbliższymi. Ponadto obciążenie psychiczne i stres jakim jest obarczony ten zawód, wymaga od niego dużego wysiłku. Po każdym kontrakcie zastanawia się nad otwarciem własnego biznesu i pozostaniu na lądzie.
Jak widzicie, cztery historie, a jakie różne. Dobrze jest czasem wysłuchać tej drugiej strony, dobrze jest spojrzeć na pracę oczami Marynarza. Co siedzi w ich głowach, co tak naprawdę myślą o wybranej przez siebie ścieżce kariery. Gdyby mogli cofnąć czas, czy zmieniliby zawód, czy zdecydowaliby się raz jeszcze wybrać tę samą drogę? A jaka jest Twoja historia?
Na tych historiach po raz kolejny widać, że zawód marynarza nie polega na zwiedzaniu świata i podziwianiu widoków. Romantyzmu w tym mało, często płaca może i wysoka, ale nic za darmo. Jest to ciężki kawałek chleba i trzeba mieć odpowiednie predyspozycje psychiczne, a w dodatku mocne wsparcie rodziny na lądzie.
PolubieniePolubienie
To prawda Kornelia…
PolubieniePolubienie
Oj zgadzam.sie z powyższą odpowiedzią. Co człowiek to inna historia i wielokrotnie jest to pogoń i dążeniem za lepszym jutrem, a nie żeby móc zwiedzać świat. Nawet jeżeli taka myśl początkowo się pojawi to życie i ten rodzaj pracy szybko to zweryfikuje. Każdy chce po prostu normalnie pracować. Asiu super wpis. Cieszę się że udało Ci się tak fajnie opisać każdego człowieka, mężczyznę, ojca i chłopaka. Cieszę się że i my mogliśmy tutaj zagościć. Dziękujemy.
PolubieniePolubienie
Justyna, to ja dziękuję, że Twój Marynarz chciał podzielić się z nami swoją historią 🙂
PolubieniePolubienie