Żona Marynarza-typ samotnika?

Żona Marynarza samotność ma wpisaną w swoją codzienność. Choć trudno tutaj generalizować, to jednak mogę śmiało stwierdzić, że my, morskie babki to czekanie na naszą drugą połówkę mamy wpisane w nasz związek. Czy tego chcemy czy nie, jakiś czas spędzamy osobno. I jest to zdecydowanie dłużej niż stacjonarne pary czekające na codzienny czy nawet weekendowy powrót męża z pracy.

Każda z nas jest inna. Każda z nas ma inne potrzeby, inny temperament. Jedna lubi dobrą książkę w domowym zaciszu, druga dom pełen gwarnych dzieci, a jeszcze inna wieczorne wyjścia do knajpy ze znajomymi. Ile osób tyle upodobań. Nie zmienia to jednak faktu, że przychodzi taki moment, że jesteśmy same, wracamy do pustego domu, kładziemy dzieci spać i wieczory spędzamy samotnie, podczas gdy nasz Marynarz jest na drugim końcu świata. Czy oznacza to jednak, że żona marynarza to samotnik?

Ja chyba trochę takim samotnikiem jestem. Choć może i nie do końca. Ale od początku…Nie mam problemu z tym, żeby wieczorem, gdy już położę Jasia, spędzić wieczór sama ze sobą. Biorę wtedy dobrą książkę i wpadam w jej świat. Często zresztą wracam do książek po kilka razy. Mam swoje ulubione, z mnóstwem swoich notatek w środku, z zaznaczonymi fragmentami, ulubionymi cytatami i tymi moimi karteluszkami w środku. 

Od telewizji raczej stronię. Choć lubię oglądać seriale, to jednak to rezerwuję dla Marynarza i kiedy wraca, oglądamy wspólnie. Nie ciągnie mnie do wielkiego świata, do imprez, wielkich bali, knajp i wieczornych spotkań ze znajomymi. To nie jest tak, że człowiek od czasu do czasu nie wyjdzie, ale nie mam parcia. Nie mam z tego powodu chandry, bo od roku nie byłam w kinie, czy nie wyszłam ze znajomymi do restauracji lub pubu, o koncercie nie wspomnę. To nie jest tak, że tego nie lubię, ale wcale mnie do tego nie ciągnie na co dzień, raczej od wielkiego dzwonu. I to by było na tyle z tego mojego samotnika.

Kiedy Marynarz jest na statku najbardziej nie lubię codziennego powrotu do domu. Tej głuchej ciszy. Tej przestrzeni. Tego braku spójności. Bo przecież nasza rodzina to on, ja i młody. W ciągu tygodnia nawet lubię tę swoją małą gonitwę. Rano przedszkole, potem praca, a w niej cała masa zadań do zrealizowania. Dni płyną mi bardzo szybko. I otaczam się mnóstwem osób. Tu załatwić to, tam zrobić tamto, ogarnąć jeszcze to i zająć się tamtym. W międzyczasie bieżące sprawy: opłacenie rachunków, przegląd i ubezpieczenie auta, opony, nowe buty dla niego, bo wyrósł z tych, które kupiłam mu na jesień. Rano okazało się, że to już piąta  para spodni, z której też wyrósł i rękawy ma w bluzkach za krótkie. To trzeba ogarnąć. Po drodze zakupy spożywcze, poczta, kurier, przychodnia, apteka, ogród. Nie mogę przecież zapomnieć o tych najważniejszych dla niego rzeczach. Rzucam te torby i po pięciu minutach jesteśmy już w lesie szukać ślimaków. Mnóstwo ich wyszło po deszczu. Trzeba je koniecznie poprzenosić ze ścieżki na trawę, by ich nikt nie zdeptał. Taką ma misję. Swoją. Najważniejszą na świecie. I jestem z nim.

Nie lubię jeść sama. Śniadań. Obiadów. Nie lubię gotować dla samej siebie. Nie mam motywacji by na błysk posprzątać cały dom, gdy jestem sama, umyć okna, wysprzątać szafy czy odkurzyć żyrandole. Zawsze to robię na Jego powrót. Generalne porządki. I się wtedy tak narobię, że mi o niebo lepiej. To chyba za ten czas, kiedy tego nie robię.

Mówią, że samotnicy stronią od ludzi. Mnie brak ludzi dołuje. Muszę do tych ludzi wyjść, mam wtedy motywację, by działać. Im więcej zadań i ludzi tym lepiej, czas płynie wtedy dużo szybciej. I to mnie właśnie ratuje. 

Staram się otaczać dobrymi ludźmi. W pracy mam bardzo zgraną ekipę. Dlatego chodzę z przyjemności a nie z przymusu. Gdybym miała budzić się co dzień rano z niechęcią i przekonaniem, że znów muszę oglądać te parszywe twarze, to rzuciłabym to w cholerę. W pracy spędzam przecież większość dnia. Dobrana drużyna to połowa sukcesu. Przyjaźnimy się nie tylko w pracy ale i poza nią. 

Przyjaciół mam stosunkowo mało. Są bliżsi i dalsi znajomi. Ale Ci najbliżsi przyjaciele są ze mną od dawna. Kiedyś szybko nazywałam ludzi przyjaciółmi. Teraz wiem, że moim przyjaciele to jedynie garstka ludzi. Jestem otwarta na świat, ale nie zaprzyjaźniam się szybko. Nie jest łatwo być moim przyjacielem. Trzeba przedrzeć się przez pozornie irracjonalne zachowania, zrozumieć skrają wrażliwość i szaloną duszę. Ale kiedy komuś się już to uda, kiedy sprawi, że będę bez oporów umiała opowiedzieć mu swoją historię – może być pewny, że pójdę za nim w ogień. Przyjaźń jest dla mnie bardzo ważna. A ludzie, których mogę nazwać przyjaciółmi, to ludzie, przy których nie muszę filtrować własnych myśli, są moim odbiciem lustrzanym. Nie muszą być przy mnie zawsze. Wystarczy mi myśl, że są. Wystarczy mi świadomość, że mogę liczyć na ich wsparcie. Wystarczą mi słowa: „uważaj na siebie”, „pamiętaj o sobie”, „nie zapominaj, że jesteś dla mnie ważna”. To są ludzie, którzy cieszą się moimi sukcesami i rozumieją moją pasję życia. Nie klepią mnie po plecach, kiedy zmierzam ku zagładzie własnego życia, raczej wyleją na mnie kubeł zimnej wody, ale zrobią to w taki sposób, że poczuję się jak pod prysznicem zmywającym brudne myśli, a nie jak zmieszana z błotem. Są to pokrętne jak labirynt osobowości, szalone umysły, o wyjątkowo dobrych sercach. Sercach tak pięknych, że dziękuję za nie światu każdego dnia.

Żona Marynarza kryje w sobie mieszankę osobowości. Raz szalona, irracjonalna, szaleńczo zakochana, podbijająca świat optymistka z ogromną siłą i werwą do działania. Innym razem to cicha i spokojna matka kwoka, której priorytetem jest dobro i spokój domowego ogniska. Chyba nie ma na nas jednego określenia. My Morskie Kobietki jesteśmy jedyne w swoim rodzaju. I niech tak zostanie.

6 thoughts on “Żona Marynarza-typ samotnika?

  1. Jakbym siebie wiedziała. Szczerze, to bardzo lubię, jak dzieciaki pójdą spać a ja jestem sama. Taka cisza i spokój w domu! Jak męża nie ma w domu, to sobie na spokojnie po sklepach bez celu mogę polatać (mąż uznaje, że to strata czasu, bo po co ja idę, jak nic nie chcę kupić!), jadę gdzie chcę i kiedy chcę, bez oglądania się czy to komuś pasuje, czy nie. Ty chodzisz do pracy, ja mam pracę w domu, więc kontaktu z dorosłymi ludźmi czasami mi brak, czasami mam ochot na piwo w knajpie, ale tak bez strasznego ciśnienia. Przeżyję, jak nie pójdę. Okres szaleństw mam za sobą i to dobrze, że wyszumiałam się w młodości, bo teraz status kury domowej w ogóle i mi nie przeszkadza. Za młodością i wolnością też nie tęsknię, więc chyba jest dobrze. O wyszło trochę nie na temat 🙂

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s