Ta historia przypomina nam o epoce, w której marynarze bylipraktycznie nieosiągalni, gdy byli daleko na pokładzie swoich statków. W tamtych czasach nie było żadnych e-maili, smartfonów, mediów społecznościowych ani internetu satelitarnego. Zamiast tego wiadomości i listy do marynarzy od ich rodzin i odwrotnie docierały telegramem, a listy były przewożone w sposób, który dziś brzmi dla nas niemal niewiarygodnie.
Starzy matrosi mogą powiedzieć, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu, tzw. boja pocztowa przewożąca listy bliskich do domu była regularnie wyrzucana za burtę w rejonach przybrzeżnych. Rybacy odnajdywali te boje, zabierali je na swoje łodzie i wracając z połowu wkładali do skrzynki pocztowej na lądzie. I to naprawdę działało.
Nie tak dawno, jeden z kapitanów płynąc na kontenerowcu z francuskiego portu Le Havre nad rozległym Atlantykiem w kierunku Karaibów, będąc w pobliżu Azorów, archipelagu portugalskiego, położonego około 1400 kilometrów na zachód od kontynentu Portugalii, przypomniał sobie, że to właśnie w tym miejscu wyrzucano za burtę boje pocztowe. Wpadł więc na pomysł, by tę tradycję ożywić. W krótkim czasie znaleziono pojemnik, który unosiłby się na wodzie i pozostał wodoszczelny. Każdy członek załogi, który chciał przyłączyć się do zabawy, napisał miłosny list do wybranki swojego serca. Cel był jeden. Listy miały zostać odnalezione przez rybaków, którzy to wysłaliby je do adresatek.
W sumie napisano osiem listów i umieszczono je wewnątrz pojemnika. Zgodnie ze stara tradycją, małe ,,podziękowanie” również powinno być zapakowane do boji pocztowej dla jej znalazcy. W tamtych czasach zazwyczaj był to alkohol lub papierosy, więc i tym razem kapitan zdecydował się na ten sam krok. Do boji wsadzono karton papierosów i butelkę whisky kupionych w statkowej kantynie. Wszystko zostało zapakowane tak, aby było wodoodporne i gotowe na upadek do wody.
29 stycznia, w dniu, w którym kapitan zdecydował się na zrzut poczty w boji, załoga zauważyła Flores, najdalej na zachód wysuniętą i czwartą co do wielkości wyspę Azorów. Wszyscy byli bardzo podekscytowani a statek zbliżał się do wyspy w bezpiecznej odległości. W południowej części wyspy Flores znajduje się mały port Lajes, który kapitan pamiętał jeszcze z czasów, kiedy pływał na statkach wycieczkowych. Wyzwanie polegało na znalezieniu odpowiedniego momentu na wyrzucenie boji za burtę. Gdyby wiatr lub prąd morski spowodował, że boja ominęłaby wyspę, poczta zostałaby zgubiona i dryfowałaby po ogromnym obszarze północnego Atlantyku. Kapitan, w wypróbowany i przetestowany przez siebie sposób określił lokalizację spadku na podstawie kierunku wiatru i ustawionego prądu. Boja pocztowa wyszła za burtę i według obliczeń kapitana dryfowała prostu do portu Lajes. W tym czasie załoga nawiązała kontakt radiowy z pilotem. Niestety, w porcie nie było żadnej łodzi, która mogłaby wypłynąć i wyciągnąć boję pocztową.
A więc wszystko na marne? Kilka dni po tym, kapitan otrzymał wiadomość mailowa od jednego z pilotów portu Lajes, że boja została odnaleziona a listy w niej zawarte zostały wysłane do adresatów. Nim kapitan statku dotarł na Karaiby, dostał informację od żony, że list miłosny od męża do niej dotarł. Z kolei marynarze dowiedzieli się, że osoba, która odnalazła boję, była bardzo zadowolona z podziękowania za wysłanie listów.
Czy nie sądzicie, że ten stary sposób na komunikowanie się marynarzy ze swoją rodziną jest jednym z bardziej romantycznych?
Asiula to nie takie dawne czasy,a my ciągle młodzi 😉 Boja nie była mi znana,ale listów wysłanych przez pocztę troszkę mam,kiedyś sobie poczytam. Jeden list z Chin nie trafił do adresatki,bo skrzynka pocztowa pomylona ze…… smietnikiem upsssss 😂 Przez 163 dni dwie kartki i dwa listy 💪taka miłość, prawie 30 lat 😍razem
PolubieniePolubienie
Wooow, to się nazywa milosc❤️
PolubieniePolubienie