Trzydzieści lat minęło, jak jeden dzień…Gdy rok temu przekroczyłam ten magiczny wiek, nic nie zwiastowało zmian. Zawsze przecież powtarzam, że wiek to tylko liczba. I mimo, że nie czuję się na te 31 lat zarówno psychicznie jak i fizycznie, to jednak jako dojrzała, znająca swoje ciało kobieta, zweryfikowałam, wyselekcjonowałam i ograniczyłam do minimum kosmetyki, których używam. Jeszcze trzy lata temu moja kosmetyczka wyglądała zupełnie inaczej. Jej zawartość możecie przejrzeć w poście sprzed trzech lat właśnie, tutaj. Z tamtych czasów pozostało mi zaledwie kilka rzeczy, których nadal używam. Wedle zasady: jesteś tym, co jesz rządzą się również kosmetyki. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak ogromny wpływ może mieć skład oraz jakość składników zawartych w kosmetykach. Dobrymi rzeczami należy się dzielić, tak więc ja dziś puszczam swoje kosmetyczne perełki w obieg, niech idą w świat.
Moja cera nigdy nie była w tak dobrej kondycji jak teraz. Używam raptem kilku kosmetyków do pielęgnacji, a jedynym kosmetykiem do makijażu jest tusz do rzęs oraz pomadka do ust. Codzienny poranny i wieczorny rytuał pielęgnacji twarzy wpisał się już na dobre w moje życie. Rano i wieczorem oczyszczam cerę tonikiem Ziaja z liśćmi manuka, wieczorem dodatkowo zmywam rzęsy mleczkiem do demakijażu Mixa. Co kilka dni traktuję skórę twarzy rewelacyjnym peelingiem do twarzy polskiej firmy Asoa. W mojej kosmetyczce królują kosmetyki tej firmy, które są dla mnie absolutnie fenomenalne. Skład powala na kolana, nie mówiąc już o zapachu i konsystencji. Za całokształt ogromne chapeau bas dla nich. Cudowne hydrolaty, świetne maseczki, kremy, peelingi i oleje. Wieczorem, na oczyszczoną skórę twarzy używam ich najnowszego odkrycia, ultra odżywczego kremu z jagodami goji. To mój absolutny faworyt. Do tego stopnia, że z utęsknieniem czekam na wieczór kiedy go nałożę. I znów skład, zapach i konsystencja powalają na kolana. Wart każdych pieniędzy. O poranku natomiast używam serum, o wdzięcznej nazwie: Serum dla koneserów, które jest idealne dla skóry mojej twarzy. Znakomicie się wchłania nie pozostawiając przy tym tłustej cery, nawilża, odżywia a dla osób używających podkładu będzie świetną bazą. Ja podkładu raczej nie używam, choć zimą nakładam krem BB od Estee Lauder, który lekko kryje i dodaje mojej skórze blasku. Serum wystarcza na długo.
Polskie firmy kosmetyczne przeżywają kwiecisty okres. Na rynku jest ich coraz więcej, lecz nie jest to przerost treści nad formą. Są to małe manufaktury, które przykładają ogromną wagę do składników. Polska marka Yope na dobre zadomowiła się u mnie, do tego stopnia, że używamy ich wszyscy, nawet mój czterolatek. Ubóstwiam przede wszystkim ich żele pod prysznic, które, nie dość, że pchną obłędnie, to jeszcze skład mają taki, że nawet osoba z problemami skórnymi może ich śmiało używać bez obaw o jakiekolwiek podrażniania.
Jeśli mówimy o żelach, to należy również pamiętać o systematycznym peelingowaniu. U mnie to już rytuał, bez którego nie mogłabym użyć kolejnej swojej perełki. Ale o tym za chwilę. Znów Asoa, i znów jej świetne kosmetyki, tym razem mój ulubiony tłuścioch z olejem macadamia, naturalny, cukrowy, nierafinowany. Uwielbiam go a moje ciało po jego użyciu jest rozpieszczone. Żeby tego było mało, po nim mogę nałożyć swój ulubiony balsam. I przy tej sposobności chciałam Wam powiedzieć, że jeżeli chodzi o balsamy do ciała, to zawsze miałam do nich słomiany zapał. Kupowałam, używałam tydzień, dwa, a potem nie chciało mi się już powtarzać tej całej czynności co wieczór. Teraz jest zupełnie inaczej. Lato w tym roku przyszło znacznie wcześniej, a co za tym idzie szybciej złapałam promienie słoneczne na swoim ciele. By je utrwalić, podkreślić i nie stracić naturalnej opalenizny, używam balsamu od kolejnej wspanialej polskiej marki Mokosh. Nie jest to typowy balsam brązujący, lecz świetny produkt o przepięknym zapachu, niepozostawiający smug czy plam. Podkreśla moją opaleniznę przez cały rok. Używam już kolejny słoiczek. Natomiast to nie koniec, jeżeli chodzi o balsamy. Odkąd urodził się Jaś, na brzuch używam specjalistycznego balsamu również polskiej firmy Resibo.
Opinie na temat poszczególnych kosmetyków najłatwiej znaleźć w internecie, ale chyba te najcenniejsze opinie są od bliskich i znajomych. Tak było z polską manufakturą Stara Mydlarnia. Ich produkty: peelingi, mydła i oleje dostałam od siostry przy okazji jednej z rodzinnych uroczystości. Na szczególną uwagę zasługuje peeling do skóry głowy. Oprócz polskich firm, na mojej półce królują również rosyjskie kosmetyki, przede wszystkim maski do włosów według receptury babuszki Agafii, te jajeczne i drożdżowe oraz produkowana w Estonii maska OrganicShop z awokado i miodem. Moim faworytem wśród kosmetyków rosyjskich jest krem do stóp ten od Oblepikha Siberika.
Moim ostatni odkryciem okazały się kosmetyki na bazie miodu i propolisu. Miód uwielbiam od zawsze, a propolis i pyłek kwiatowy podaje mojemu synowi na wzmocnienie odkąd skończył rok. Jedna z Was, żona marynarza zaproponowała mi przetestowanie kilku kosmetycznych pozycji. Fenomenem dla mnie okazał się… żel do higieny intymnej, tak tak. Ma świetny skład, który jest absolutnie bezpieczny dla całej rodziny. A propos płynu do higieny intymnej- wiecie, że nie ma nic lepszego na pozbycie się uporczywych plam z ubrań!!! To taka ciekawostka ode mnie. Inne, świetne kosmetyki od www.beeyes.pl które przetestowałam i które Wam polecam, to organiczny szampon i odzywka do włosów z miodem, które zostały ogłoszone kosmetykiem roku 2018 we Francji oraz absolutnie rewelacyjny krem pod oczy z mleczkiem pszczelim. Ja jestem właśnie na etapie testowania kosmetyków do twarzy z jadem pszczelim. Podzielę się z Wami wrażeniami już wkrótce.
Na moich ustach znajdziecie dwa kolory: Estee Lauder Pure Color Envy oraz Tom Ford Federico
Na koniec coś ciekawego dla osób, które chciałyby zadbać o prawidłową suplementację witaminową swojego ciała. Absolutny startup na polskim rynku, firma Sundose specjalizująca się w doborze witamin pod konkretną osobę. Po skrupulatnym wypełnieniu szczegółowej ankiety oraz po konsultacji ze specjalistą, dostajecie trzydziestodniową kurację witaminową w formie tabletek oraz proszku do rozpuszczenia. Jest to bardzo fajna alternatywa dla tradycyjnych witamin, ponieważ tutaj to stężenie, nie dość że jest znacznie wyższe niż w produktach ogólnodostępnych w aptece, to jeszcze dostajemy produkt starannie wyselekcjonowany i przygotowany pod nasze indywidualne potrzeby.
Dzielcie się swoimi kosmetycznymi perełkami, chętnie przetestuję i dowiem się o nowościach, których na polskim rynku nie brakuje.