O kobietach…

319F8DA3-A2C7-483A-ADC5-4C98CAAEA785Kobiety to takie dziwne istoty. Mieszanka przeciwności. Jak chili i cynamon. I choć każda z nas ma inny charakter, temperament i usposobienie, to łączy nas przecież wiele. Każdą z osobna. Kobiety-matki są jak lwice, w ogień skoczą za swoim potomstwem. Kobiety-żony są troskliwe, opiekuńcze, podtrzymujące domowe ognisko. Historia każdej z nas jest inna. Każda z nas ma inny bagaż doświadczeń, własne przeżycia, radości i smutki. I choć czasami życie płata figle, to przecież nie warto rozpamiętywać. Nie warto ponad wszystko.Każda z nas mogłaby powiedzieć o sobie kilka zdań. Ja na przykład szybko i łatwo się wzruszam. Ludzka krzywda, a czasem nawet widok staruszki na chodniku sprawia, że oczy mi wilgotnieją. Oglądając dziś powtórkę ,,Mam Talent” płakałam, gdy na pianinie grał niewidomy trzynastolatek. Powinnam się cieszyć, że tak świetnie mu poszło. A mnie doprowadziło to do łez. Mam to po tacie. To wzruszanie. Ktoś pomyśli, że banał. Sama tego nie wytłumaczę. Tak mam i już. Jedno wiem na pewno. Takie momenty w oka mgnieniu sprowadzają mnie na ziemię, dają kuksańca i uświadamiają, że moje życie to raj. To bajka. To kawał dobra, który mi się przytrafił. Jak mantrę należałoby powtarzać:

Że szczęście zawsze będzie ważniejsze niż nieszczęście.

Że przytulenie będzie cenniejsze niż zaciśnięte zęby i słowa „bo Ty to zawsze…”

Że nauka tańca czy tenisa nie będzie nigdy stawiana wyżej niż bieganie na bosaka po mokrej trawie.

Że przyjrzę się swoim wygórowanym pragnieniom i poszukam rozsądku w codziennych przykładach ludzkich historii.

Że cierpliwość zacznę pielęgnować. 

Że więcej będzie u mnie kwiatów niż bransoletek.

Że zaśmieję się w najmniej odpowiednim momencie. I nie będę się tego wstydzić. Bóg mi świadkiem, że nie będę!

I że.. będę pamiętać, że zdrowe nogi i ręce mojego dziecka, moich najbliższych, zdrowe mostki, nerki, łękotki, rwy kulszowe.. to początek ich dobrego życia. Początek mojego dobrego życia. I, że to będzie zawsze najważniejsze. Nie pieniądze. Nie wysprzątane pokoje. Nie pachnące ciasto na stole ani wyjazdy na wymarzone wakacje.

Z tego bloga pewnie wynika że jestem szczęśliwa, spełniona, mam na pęczki siły, motywacji, uporu. Że zdobywam wszystko to, czego pragnę, idę do przodu, nie oglądam się za siebie. Ale nie wyobrażacie sobie jak często muszę bić się w pierś i ustawiać samą siebie do pionu. Przypominać sobie swoje własne słowa dotyczące szczęścia. Budować własną wiarę od nowa i od nowa. Głośno powtarzać, że nic nie ma znaczenia większego niż zdrowa, kochająca się rodzina. Nie wiecie jak często wstyd mi przed samą sobą, że znów powaliła mnie na łopatki jakaś nieznacząca błahostka, że znów poddałam się swoim słabościom.

To, że jakiś czas temu dotarło do mnie co jest w życiu najważniejsze, nie oznacza, że zawsze według tego żyję. Wciąż i wciąż i na okrągło muszę nad tym pracować. Nauczyłam się zachwycam drobnymi rzeczami, doceniać piękne chwile. Aura i pogoda ma dla mnie ogromne znaczenie. To nie znaczy jednak, że w każdym ponurym dniu potrafię dostrzec tęczę, że każdy opadły liść wzbudza we mnie zachwyt. Ja też miewam takie dni, że nie chciałoby się wychodzić spod kołdry, że uciekam w samotność i rozpamiętuję jak mi źle samej, kiedy nie ma M.

 I wtedy przy kolejnym ciężkim dniu, kolejnych ciężkich decyzjach, mówię do siebie: Tylko trochę. Tylko trochę popłaczę, walnę pięścią w stół tylko raz i włosów nie będę rwać. Wezmę się w garść. Bo moje wszystko jest gdzie indziej. Ten koniec świata nie jest moim. Nie dziś. Jest tyle rozbitych rodzin, tyle samotnych ludzi, tyle osieroconych dzieci, dramatów, śmiertelnych chorób, które przychodzą znienacka. Co kawałek przecież słyszysz: rak. Na przykościelnym cmentarzu co niedzielę mijam kilka nekrologów. 46, 38, 52 lata…

Mam dziś na sobie obszerną, zbyt luźną koszulę i powyciągane na kolanach, stare jeansy. Nie mam makijażu, włosy nieumyte, na twarzy tylko ulubiony krem, a na nosie okulary z porysowanymi szkłami. Zaczynam dzień. Kolejny dzień bez tego całego raka. Słońce świeci mocno. Połowa października a ja z gołymi stopami wyleguję się na leżaku za domem. W oddali słyszę moje dziecko mówiące samo do siebie, jest drwalem i ścina kolejne drzewo. Zabawa trwa w najlepsze. Zbieram ostatnie już pewnie w tym sezonie poziomki z mojego ogródka. Bez zadyszki. Bez balastu. Tęsknię. Kocham. Doceniam to co mam. Uczę się nieustannie. I jeśli los będzie dla mnie tak łaskawy jak do tej pory, to śmiem twierdzić, że moje życie to raj. 

4 thoughts on “O kobietach…

  1. Łał! Asia jak pięknie napisane i jak mądrze . Lubię czytać Twoje posty,zawsze coś w nich znajduje dla siebie , o sobie i wiele wyczytuje,wiele we mnie zostaje. Jak to w parze z młodością idzie mądrość wszystko to niby oczywista oczywistość,a gdzieś zagubiona w codzienności. Stwierdzam,że też mam taki raj. Dzięki za Dziecko Morza , pozdrawiam

    Polubienie

Dodaj komentarz