Odległość na lotnisko ma znaczenie

be95b5e2-cc71-4f41-afc5-f244110d41e3Kiedy ja i mój Marynarz nie bylismy jeszcze małżeństwem, i kiedy mieszkaliśmy w dwóch rożnych częściach Polski, żyliśmy trochę na walizkach. Ja już po studiach, wróciłam do mojego rodzinnego Konina, a właściwie było to trochę tak, że na piątym roku studiów ściągnął mnie tu pracodawca. Ten ostatni rok magisterki jeździłam raz w tygodniu na seminaria a resztę dni pracowałam. Mój Marynarz też kończył studia na Akademii Morskiej w Szczecinie. Dzieliło nas ponad 350km. To takie życie na walizkach, od weekendu do weekendu, bo w każdy piatek po pracy/szkole albo ja albo on pakowaliśmy manatki i ruszaliśmy sobie na spotkanie. Albo ja byłam u niego w Szczecinie albo on u mnie w Koninie na weekend. I tak to trwało ponad dwa lata.

Kiedy zdecydowaliśmy sie pobrać, mój Marynarz od razu powiedział mi, bym to ja zdecydowała w jakim miejscu zamieszkamy. Jemu podobał się Szczecin, szerokie ulice, stare kamienice, Wały Chrobrego i Jasne Błonia. Mnie ciągnęło do stolicy, która była moją niespełnioną studencką ambicją. Planowałam tam skończyć aplikacje dyplomatyczną, zrobić tłumacza przysięgłego i zrealizować miliony innych planów. Rozsądek podpowiadał mi natomiast, by pozostać w rodzinnym mieście, kontynuować pracę w firmie, która zadała sobie sporo trudu, by mnie do siebie ściągnąć. Podświadomie chyba wiedziałam, że w przyszłości, mając za męża marynarza łatwiej będzie mi być blisko rodziny, wśród znajomych i przyjaciół. 

Tak też się stało. Osiedliśmy w samym centrum Wielkopolski, w niespełna osiemdziesieciotysiecznym mieście. O ile ja miałam blisko do pracy, o tyle dla marynarza nie miało to większego znaczenia, ponieważ on za każdym razem jadąc do pracy na statek, musi jechać na lotnisko, którego i tak nie mamy pod nosem. I choć na lotnisko do Poznania mamy znacznie bliżej, to jednak Port Lotniczy Okęcie w Warszawie jest tym, skąd mój M. zawsze wyrusza do pracy. 

Ja jestem tym typem żony marynarza, która zawsze odwozi swojego męża na lotnisko, czeka aż przejdzie przez kontrolę bezpieczeństwa i zniknie wśród strefy wolnocłowej. Wśród moich znajomych marynarek jest wiele dziewczyn, które jednak z różnych powodów tego nie praktykują. Znam takie, które nigdy nie odwożą swojego M. na lotnisko ponieważ są to dla nich zbyt duże emocje. Znam takie, które tylko podwożą, #kissandfly i bye bye. Nie chcą się rozklejać, nie chcą przeżywać tego pożegnania itd. Znam też takie, które zwyczajnie nie mają takiej możliwości by odwieźć swoją drugą połówkę na lotnisko, bo po prostu albo nie mają prawa jazdy, albo po marynarza przyjeżdża kierowca albo marynarz na statek dojeżdża busem. Ile rodzin tyle sytuacji. 

5f41eb16-fed7-494f-9588-de7031918561

Powiem Wam na własnym przykładzie co daje mi to odwożenie marynarza na lotnisko. Bo oczywiście oprócz ogromu smutku i łez są też tego plusy. Zresztą, to chyba zależy od naszego charakteru, nas kobiet, bo przeciez każda z nas jest inna, każda z nas przeżywa różne sytuacje na swój własny sposób. Ja jestem z tych kobiet, które potrzebują konkretnego bodźca do działania. To znaczy, że pomimo tego, że wiem iż  za chwilę marynarz wyjeżdża na 4 długie miesiące, to jednak moja twarda głowa nastawia się tak pozytywnie, że podświadomie odwlekam w czasie to wszystko. Jaśniej rzecz biorąc nawet kiedy wyjazd jest za dwa dni, do mnie nie do końca dociera, że to już tuż tuż. Dlatego właśnie odległość na lotnisko w moim przypadku ma ogromne znaczenie. 

f71baec6-6bad-485a-b8ce-de0c8a847fe0

Wyobraźcie sobie sytuację: wyjazd na lotnisko jest o 2 w nocy. Jasiu śpi u moich rodziców. My z marynarzem wstajemy w środku nocy, zanosimy bagaże do auta i wyruszamy w dwustukilometrową podróż na lotnisko do Warszawy. Dwie godziny i jesteśmy na miejscu. Połowę tego czasu drzemię na fotelu pasażera. Drugą połowę milczymy. W głowie milion myśli. Każdy chciałby powiedzieć wiele, ale emocje są tak ogromne ze gul w gardle nie pozwala wydusić z siebie słowa. Ja jestem bardzo twardo stąpającą po ziemi kobietą. Realistka od urodzenia. Raczej stronię od negatywnych emocji choć łatwo się wzruszam i dość szybko mięknę jeśli chodzi o moich najbliższych. Dlatego to lotnisko widziało niejedną moją łzę. Nie wstydzę się ich. Pomagaja mi upuścić to ogromne napięcie, które jest we mnie w momencie jego wyjazdu na statek.

Kiedy juz znika za ostatnią kontrolną bramką, za każdym razem mam wrażenie ze jestem jak malutka mrówka stojąca pośrodku ogromnego mrowiska. Zostałam sama na tym lotnisku. Ocieram łzy i ruszam w kierunku parkingu na którym jeszcze wspólnie zostawiliśmy nasz samochód. I wtedy czuję takie ogromne uderzenie gorąca od środka. Coś jak wrzątek wylewany na owoc, kiedy chcemy sparzyć skórkę. To uczucie towarzyszy mi za każdym razem, kiedy opuszczam lotnisko. To taki bodziec , który daje mi sygnał do działania na własną rękę. To taki mój indywidualny znak, że teraz radź sobie babo sama. Bo przecież nikt za mnie z tej Warszawy nie wróci do domu. Nikt za mnie po powrocie nie ogarnie codzienności, nie zmierzy się z problemami dnia codziennego. I wiecie co, te dwie godziny drogi to taki mój czas. Czas na totalną rewolucję, przestawienie się na tryb gotowości. Często w drodze powrotnej gadam sama do siebie. Na głos. Tak bym usłyszała to dobitnie, że dam radę, że muszę działać tak, by było dobrze, że jestem teraz odpowiedzialna za wszystko. Ta dwugodzinna droga daje mi ogromnego kopa takiej mega pozytywnej energii.  A wydawać by się mogło, że wrócę do domu zdołowana. Oczywiście jest to poczucie smutku z powodu wyjazdu marynarza, ale ta droga to taka moja mini terapia przygotowująca mnie na to, co mnie czeka po prostocie do domu. Dlatego też odległość na lotnisko ma dla mnie ogromne znaczenie.

3a656a21-1168-4906-8fed-0186cf742cfe

8 thoughts on “Odległość na lotnisko ma znaczenie

  1. Ja się cieszę, że na lotnisko mam blisko, jak wraca to wyjeżdżam o godzinie lądowania i jestem akurat na czas. Jak odwożę, to tylko na kiss and fly, zmiana na siedzeniu kierowcy i z powrotem do domu. Przed odlotem nie cierpię stać na lotnisku i co…. Patrzeć na siebie? Rozmawiać na siłę? Przeżywać w ciszy, że się rozstajemy? Zdecydowanie to nie moja bajka.

    Polubienie

  2. Da się przyzwyczaić do takiej ciągle powtarzającej się rozłąki?

    Z moim A. mamy siebie niemal na co dzień od 8 lat i nie wyobrażamy sobie tak długich rozstań…

    Polubienie

  3. Jeśli tylko mam możliwość to zawsze odwoze/odbieram M z lotniska. To zawsze dodatkowy czas razem, na wagę złota.

    Polubienie

  4. Przyzwyczaić się nie da ,a będzie już jakieś 30 lat. Jak mogę to odwożę i czekam , i macham, i zawsze odbieram skąd bądź kolwiek. Właśnie poniedziałek,albo wtorek Nasz po 5 miesiącach,a w każdym razie przyszły tydzień,bo jak zwykle nic nie wiadomo. Tak samo się tęskni,a nawet bardziej i nie wiem jaki trzeba mieć charakter i jaką być po prostu trzeba się bardzo kochac.
    Asiu trzymam kciuki za mała syrenkę, no może delfinka kto ma być niech się dzieje Wam szczęście.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s