Juliusz Verne w swojej powieści opisał podróż dookoła świata w 80 dni. Nawet w dzisiejszych czasach nieliczna grupa żeglarzy może się pochwalić takim wyczynem. Marynarze pracujący na statkach kontenerowych, które pływają na tzw. linii opłynęli świat w 90 dni. Bardzo rzadko zdarza się jednak, że załoga może odbyć taką podróż przez wszystkie trzy oceany. Jednym ze statków, który tego dokonał, był Chicago Express, który w ciągu 90 dni przepłynął w sumie 28 500 mil morskich.
Kontenerowiec był jednak nieco wolniejszy od brytyjskiego, ekscentrycznego Phileasa Fogga z opowieści Verne z 1873 roku. 6 czerwca wyruszył z portu w Hamburgu i kierował się na zachód, co oznaczało, że załoga nieustannie cofała zegary i często mogła spać o godzinę dłużej. W sumie jedenastu z dwudziestu jeden marynarzy na pokładzie podjęło się całej podróży. Nie było wcale pewne, czy 336-metrowy statek będzie opływał świat, kiedy wyruszy z Hamburga na początku marca. Pierwotnym planem było przepłynięcie przez Północny Atlantyk, następnie zabranie pustych kontenerów do Azji. Pierwotnie statek miał zostać umieszczony na linii między Europa a Azją. Zamiast jednak korzystać z Kanału Sueskiego, dodano przystanek paliwowy we wschodnie Rosji. Statek przepłynął więc tam Kanałem Panamskim przez Ocean Spokojny, co skutkowało opłynięcie całego świata.
Podczas podróży, załoga doświadczyła różnorodności, jaką ma do zaoferowania ziemia. Zwłaszcza pogoda: najpierw na północnym Atlantyku, z siedmioma depresjami w ciągu czterech dni, na huraganie Stella kończąc. Ta ostatnia przyniosła ośmiometrowe fale i dziesięciostopniowy sztorm na północnym Atlantyku, zakłócając jednocześnie sekwencję planowanych portów na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Z kolei w Zatoce Tajlandzkiej pogoda przywitała ich 26 stopniowym upałem, ze szklanym morzem i kilkoma niewielkimi chmurkami- wymarzona pogoda na rejs. Prawdziwa mieszanka: błękitne niebo, temperatury poniżej zera w Nowym Jorku i 28 stopniowy żar z nieba w Kanale Panamskim. A na rozległym Pacyfiku wieloryby, delfiny, latające ryby, petrele podążające za statkiem przez kilka mil a w Panamie para gołębi na pokładzie, która najprawdopodobniej liczyła na podwózkę do Meksyku. W rosyjskim porcie Nachodka temperatury jak na Syberii, w Singapurze za to 32 stopnie w cieniu. Przyjaźni ludzie na całym świecie, szczególnie w Wietnamie, gdzie w nagłówkach każdej gazety widnieje napis: wolność-niepodległość-szczęście.
Załoga nie miała jednak czasu na zwiedzanie. Chicago Express pozostawał na półkuli północnej przez całą swoją podróż. Najbardziej wysuniętym na południe punktem rejsu był Singapur, a najdalej na północ wysunięty był Hamburg. Był tylko jeden dzień, 18 kwietnia, którego nikt na pokładzie nie pamięta…Ten konkretny wtorek został stracony, gdy statek przekroczył linię zmiany daty na Pacyfiku. Załoga pamięta jednak wiele spotkań ze statkami ze swojej kompanii- w sumie pół tuzina: w Norfolk, w Kanale Panamskim czy w Singapurze. Trzytygodniowy tranzyt przez Pacyfik pozwolił uporządkować i pozałatwiać wiele spraw, które zostały wcześniej odłożone na bok. Najważniejszą rzeczą było jednak pilnowanie i śledzenie pogody. Co sześć godzin przesyłane są nowe alerty pogodowe i oficer sprawdza, czy może pozostać na tym samym kursie. Kontenerowiec ma na pokładzie 4101 kontenerów, czyli 7035 TEU, z czego tylko 10 załadowanych, reszta pusta. Głupotą byłoby więc płynięcie najkrótszą trasa przez Pacyfik, bo to zwiększyłoby podatność statku na warunki pogodowe.
Załoga zabrała większość zapasów na pokład zanim opuściła port w Hamburgu- dużo mrożonek i suszonych towarów. Kucharz i steward wypełnili chłodnie po sam sufit. Na wschodnim wybrzeżu USA i w Azji załoga kupiła również świeże zaopatrzenie. Trzykrotnie grillowali na pokładzie z widokiem na morze piekąc prosiaka gdzieś między Kubą a Haiti pod karaibskim niebem. Na dwa dni przed dotarciem do chińskiego Yantian zabrakło im sałaty…Zastanawialiście się ile jaj kucharz zamówił na statek na Wielkanoc? Niech to pozostanie jego słodką, jajeczno-wielkanocną tajemnicą.