Nasz czas

Minęły trzy tygodnie od powrotu mojego Marynarza. Minęły w oka mgnieniu. Nie myślę o tym, że tym razem będzie w domu znacznie krócej niż do tej pory. Nie chcę o tym myśleć. Wyrzucam to z głowy, tak perfidnie, z premedytacją. Staram się za to cieszyć każdym dniem. I w końcu śmiem twierdzić, że całkiem dobrze mi to wychodzi.

Dni. Bez filtra. Bez zadyszki. Bezpretensjonalne. Nasze małe wielkie życie. To jest zdecydowanie nasz czas. Ten tu i teraz. I doskonale wiem, że drugi taki nam się nie powtórzy. Śmiejemy się, że to taka sielanka, takie nasze miesiące miodowe, tyle tylko, że sześć lat po ślubie. A tak na poważnie, to to faktycznie jest wyjątkowy dla nas czas. Do tej pory było tak, że jak Marynarz wracał, to brałam kilka dni urlopu, lecz za chwilę musiałam wrócić do pracy, do obowiązków i codzienności. Teraz natomiast jestem na urlopie macierzyńskim, więc nie chodzę do pracy. Mamy naprawdę dobrze. Mój tata codziennie rano jadąc do pracy przyjeżdża do nas, by zabrać Jasia do przedszkola. My zatem nie musimy zwlekać się z łóżka skoro świt. Tym bardziej, że Antoś nie należy do rannych ptaszków, więc możemy poleniuchować dopołudnia. Wspólne, leniwe śniadania, wspólne spacery i gotowanie. Dużo chodzimy, spacerujemy z wózkiem, wykorzystujemy tę piękną jesień w tym roku. Razem wymyślamy co na obiad, szukamy nowych smaków i pomysłów. Jest naprawdę dobrze. Jest inaczej niż zwykle. Jest bez pośpiechu, bez spoglądania na zegarek, bez zbędnego balastu, obowiązków i bez „muszę”, które tak opanowało dzisiejszy świat. Nic nie musimy. Wszystko możemy. To Antoś ustawia nam dzień. Raz śpi do 9.00 a my z nim. Innym razem spacerujemy dwie godziny po parku, wpadamy do cukierni za rogiem po napoleonki i przy okazji do rodziców po suszone grzyby na gulasz.

To ewidentnie nasz czas. Znalazłam harmonię. Znalazłam spokój. Nie gnam. Nie biegnę. Nie oglądam się za siebie. Nie muszę. Cieszę się jak dziecko z posprzątanego domu, z dwudaniowego obiadu, z suszarki pełnej pachnącego prania.

Jestem mamą dwójki. Żoną z sześcioletnim stażem. Kobietą po trzydziestce. Jestem sobą. Nie mam parcia, by być bardziej fit, bardziej eco, bardziej bio. Robię to, co podpowiada mi moje wewnętrzne „ja”. I przede wszystkim lubię siebie. Dobrze mi takiej jaka jestem. Doceniam ten moment, ten czas, kiedy jesteśmy razem. Celebruję tę naszą codzienność, wystawiam na piedestał tę naszą zwyczajność, rozkoszuję się tym wewnętrznym spokojem i upajam bezpieczeństwem, które tak bardzo odczuwam, gdy M. jest na lądzie.

Bo ja wybrałam sobie, że każdy dzień może być jeszcze lepszy od poprzedniego.

Każdy ma swój wybór.

Carpe diem. Chwili trwaj.

2 thoughts on “Nasz czas

  1. Hej, przyszłam od Aksini, po nitce:-) I czytam w którejś notce, że Ci siwe włosy przybyły i fałdki, ale…. ja widzę jedynie wspaniałą rodzinę i super wesołą, uśmiechniętą mamę:) Pozdrawiam i życzę nadal tego uśmiechu!

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s