Każdy na coś czeka…

img_3974W młodości czekamy na pełnoletniość, na pierwszą randkę, na egzamin na prawo jazdy. Czekamy na miłość, na samodzielność, na pierwsze zarobione pieniądze. To czekanie chyba nigdy się nie kończy. A w przypadku marynarskich rodzin jest nawet wpisane w codzienność. To nieodłączny element tego zawodu i takiego związku.

Jak to jest tak długo czekać na ukochaną osobę? Jak to jest ciągle być samej? Można się sfrustrować kiedy do powrotu marynarza pozostaje tak dużo dni. Można by tak wyliczać i wyliczać te frustracje, ale czy to ma sens? To i tak nic nie zmieni. Mąż marynarz= rozłąka.

Ja akurat jestem z tych żon, które odliczają dni. Może nie dni, a tygodnie. Skreślam je sobie gdzieś tam na tyłach kalendarza i w ten sposób mam przejrzysty obraz tego ile tak naprawdę zostało do jego powrotu. Kiedyś skreśliłam dni, lecz przy coraz więcej rozumiejącym Jasiu nie miało to sensu, bo dla dziecka ponad sto dni do powrotu taty jest nie do ogarnięcia. Dlatego odliczamy sobie wspólnie ile niedziel zostało jeszcze do powrotu. Tak jest nam łatwiej.

Takim moim sposobem na to, by jego kontrakt zleciał mi szybciej jest też skupianie się na poszczególnych wydarzeniach podczas danego kontraktu. Czyli np. podczas jego czteromiesięcznego kontraktu ja czekam na konkretne dni i momenty, które mają się wydarzyć, które zaplanowałam, które są dla mnie ważne. Można czekać chociażby na ferie i wyjazd w fajne miejsce, na czyjeś urodziny, rodzinną imprezę, przedszkolne przedstawienie, szkolenie, itd.

Ja np. podczas tego kontraktu czekam właśnie na konkretne dni: 26 lutego, 7 marca, 4 kwietnia, 17 kwietnia. Z niecierpliwością czekam na ten tydzień, bo jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to będzie niesamowity wyjazd mój z Jasiem, czekam na wizytę u specjalisty. Czekam na wiosnę i na swoje urodziny, czekam na kwiecień i na wieczór panieński mojej siostry, czekam na pierwszy krok mojego syna, aż w końcu czekam na powrót mojego Marynarza.

Te wszystkie dni i wydarzenia tworzą jedną spójną całość. Sprawiają, że ten czas, kiedy on jest na statku leci mi znacznie szybciej. Odliczam tygodnie i dobrze mi z tym. Myślę też, że dobrze jeśli każda z nas wyrobi swój własny system. Bo przecież wszystkie jesteśmy różne. Jedna będzie skreślała w kalendarzu każdy dzień, druga w ogóle nie będzie odliczała, a trzecia skreśla tygodnie, będzie traktowała czas od wydarzenia do wydarzenia i tak będzie jej łatwiej. Nieważne jak, ważne by było nam lżej przetrwać ten czas osobno.

img_7046

5 thoughts on “Każdy na coś czeka…

      • Rozumiem Cię doskonale. Nie jestem żoną marynarza, ale bywały okresy rozłąki związanej z mieszkaniem w innych miastach. Po latach zastanawiam się, czy to w ogóle miało jakiś sens:) Bo przecież tamta część życia minęła tak szybko. Od weekendu do weekendu.

        Polubienie

Dodaj komentarz