Czy marynarz nadal wierzy w to co robi- pływanie dla idei.

686D07C3-B911-4C80-92DF-23EF4F1FF7E4Jakiś czas temu spotkało się dwóch marynarzy pływających w tej samej kompanii. Nie będzie to kawał, ani przypowieść żadna. To historia prawdziwa. Spotkali się przy kuflu piwa i dyskusja się toczy, czy aby faktycznie jeden z drugim nadal wierzy w to co robi, mianowicie w pływanie dla idei. Czy jednak w dzisiejszych czasach pływanie to głównie papierologia i biurokracja, a pływanie dla idei poszło w zapomnienie? I to zainspirowało mnie do podjęcia i zgłębienia tego tematu.

Dziś post będzie napisany przez naszych Marynarzy. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy mieli w nim swój udział. Na początku kilka słów od mojego Wilka Morskiego.

Dlaczego ludzie wykonują różne zawody? Dlaczego jeden jest prawnikiem, sprzedawcą, korporacyjnym krawatem, kierowcą, elektrykiem, lekarzem a drugi jest marynarzem? Jedni podążają marzeniami, inni zostali zmuszeni przez życie a są i tacy, którym jest wszystko jedno. Każdy jest inny, ma inne predyspozycje, inne plany, marzenia czy obawy. Jedni uwielbiają swoją pracę i nie mogą bez niej żyć, inni nienawidzą i pod koniec weekendu nerwowo kombinują co by zrobić aby do pracy nie iść. A co jeżeli każdy jeden dzień przez kilka miesięcy to poniedziałek? No wtedy już nie ma przebacz..

Nigdy nie myślałem o tym kim zostanę. To znaczy myślałem o tym jak chciałbym żyć. Niektórzy młodzi ludzie mają wszystko obcykane. Fakultety z tego czy innego przedmiotu, potem wymarzona praca w wymarzonej firmie i robią wszystko aby to zrealizować. Niektórzy odkrywają to po czasie, tak było w moim przypadku. Nie będę przywoływał całej historii ale w telegraficznym skrócie powiem że nie miałem pojęcia co robić a o statkach wiedziałem tyle, że pływają. Zbytnio nie zagłębiając się w temat, trochę pod wpływem impulsu i takiego myślenia „a co mi tam” rozpocząłem studia na Akademii Morskiej w Szczecinie. 

Kilka lat już w tym siedzę i obserwując siebie oraz innych nasuwają się wnioski dlaczego to robimy. Jak wspomniałem we wstępie, każdy z nas jest inny, każdym z nas kierują inne rzeczy. Na początku jest faza zauroczenia, wszystko nowe, ciekawe, inne. Kto nie pływał, nie pojmie zapewne jakie to musi być uderzenie w młodego chłopaka (bądź dziewczynę) kiedy pierwszy raz postawi nogę na burcie. Inny świat.

Po zauroczeniu jest szczenięca miłość. Tysiące zdjęć, zwłaszcza zachodów słońca czy selfie pod palmami (obowiązkowo). Potem nadchodzi rutyna, jak wszędzie i to od nas samych zależy czy odnajdziemy jeszcze iskrę, która jest w stanie rozpalić na nowo uczucie do morza. Trochę to wychodzi poetycko…

Druga strona medalu jest zgoła inna. Jedni nie umieją żyć z innymi ludźmi na lądzie, inni codziennie liczą zarobione pieniądze. Są tacy, którzy jako przeciętniacy w domu, na burcie dostają wręcz skrzydeł, starając się udowodnić wszem i wobec kto tu tak naprawdę rządzi. Są tacy, którzy uciekają. Od problemów, od zmarnowanych związków, od samotności, od nieprzyjaciół. Każdy ma jakiś cel. 

Do której grupy ja się zaliczam? Najlepiej powiedzieć, że do tych którzy w żyłach mają słoną wodę, zapach wiatru we włosach, radość z pokonywanych mil czyli jednym słowem, morskich wilko-romantyków. Ale prawda jest nieco skomplikowana. To zależy od dnia. Czy dziś będę po raz kolejny wyklinał tę robotę pukając się w głowę jakim wariatem trzeba być żeby to robić? Czy dziś będę podliczał sumy wpływające na konto w banku? Czy może dziś się uśmiechnę do myśli, że jednak robię coś wyjątkowego, ważnego. Nie wiem, nie powiem. Bo za oknem ciemna noc, klimatyzacja szwankuje, a trzeszczące szoty denerwują. Zobaczymy rano, gdy się obudzę zaczynajac kolejny dzień na drugim końcu Świata. Ahoj! (Bartek)

Papierologia i biurokracja, przepisy już dawno osiągnęły poziom absurdu. Pływanie dla idei miało może i miejsce w czasach żaglowców i statków parowych. Obecna praca na statkach nie ma nic wspólnego z tym co pisał Karol Olgierd Borchardt w swoje książce „Znaczy kapitan” (Artur)

Hmmm, ciężkie pytanie. Ponieważ z jednej strony pływam dla ideii, rodzina od strony taty jest związana z przemysłem stoczniowym jak z samym pływaniem i ja chciałbym podtrzymać „tradycję”. Po tacie morze mam we krwi więc uwielbiam swoją pracę (mimo wielu wyrzeczeń) i nie zamienił bym jej na żadną inną.  A z drugiej strony papierologia i biurokracją jest wszechobecna w naszym zawodzie (sądzę że w większości innych również) i będzie tego coraz więcej lecz nie dzieje się to bez powodu, a powodem jest chęć armatorów do zminimalizowania strat, większego zysku i kontroli nad swoimi statkami by jak najlepiej nimi zarządzać i nie ma się co temu dziwić ponieważ chyba nikt nie lubi tracić pieniędzy. Lecz jeśli marynarz lubi swoją pracę, a nie jeździ na statki jak za karę, to można bez problemu połączyć pływanie dla ideii oraz papierologię i biurokrację. Wiem że miało być krótko ale odpowiedzieć na to pytanie nie jest tak prosto i jednoznaczne. My w rodzinie lubimy tradycję i musiałem tą też kontynuować chociaż tata z racji tego że wykonuje ten zawód, odradzał mi ten wybór ponieważ będę musiał opuścić rodzinę na dłuższe chwile. To też jest kolejny problem, ponieważ marynarz to dobry zawód dla kawalerów ale ile ich się spotyka na morzu? Prawie wcale. Większość pływa by utrzymać rodziny. Ja musiałem się wyrzec chwil spędzonych z najbliższymi i najważniejszych momentów w życiu mojego syna. Ale jak to w życiu bywa, coś za coś. Kontynuuję tradycję i lubię swoją pracę a rodzina nie musi się martwić o jutro, wszystko kosztem rozłąki niestety. Myślę że te rozłąki by były jeszcze gorsze gdyby marynarz nie był zadowolony ze swojej pracy a rodzina by nie miała „nic wzamian” (jeśli tak to można nazwać). (Patryk)

No hej , marynarz to jest w tej robocie dla pieniędzy … Smutne ale prawdziwe , chce rodzinie zapewnić fajny byt i czas jak jest na lądzie , ma być milo , a papierologia na statku jest. Ja to nazywam debilizmem statkowym bo niektórych portów nie jestem w stanie zrozumieć, stąd debilizm statkowy (Mateusz)

Raczej papierologia i biurokracja zamiast pływania dla idei. Czy pływa się głównie dla pieniędzy? I tak i nie. Może nie głównie. Ale praca na co dzień (szczególnie w moich warunkach – krótkie przeloty, od paru godzin do 3 dni) to papierki, papierki i procedury. Myślę, że to może zależeć od rodzaju zatrudnienia i pływanie po całym świecie gdzie są dłuższe przeloty może wpływać na poczucie marynarzy, że w tym co robią jest głębszy sens. U mnie nie ma czasu na taką wiarę. (Jacek)

Myślę,że podobnie jak na lądzie -wszystkiego po trochu. W różnych momentach inna motywacja.Przecież nawet pierwsza decyzja o pracy na morzu nie jest jednoznaczna. Dopiero doświadczenie kształtuje charakter. (Stanisław)

W dzisiejszych czasach,  moim zdaniem nie ma idei na morzu. Każdy pracuje dla pieniążków Dobrze płacą więcej niż przeciętna krajowa. Dziś to już nie takie pływanie jak kiedyś. Jestem na morzu 18 lat. Statki stoją bardzo krótko w portach. Ja jestem na gazowcach, stoimy 16 do 18 godzin i dalej w morze. Raz w miesiącu mamy jakiś meeting, inspekcję czy inną kontrolę. Papierów mamy na potęgę i z miesiąca na miesiąc jakaś nowa forma. Przez kontrakt 3 lub 4 miesięczny możemy zapomnieć o zejściu na ląd. Terminale gazowe są daleko lub obowiązuje zakaz wyjścia. Szoty czyli ściany są wyklejone po same krawędzie i ciągle coś nowego. Można zobaczyć jak morze straciło na swoim prestiżu po tym ile osób jest chętnych na kierunki morskie na Akadamie Morską. Kiedyś było 5 do 6 osób na jedno miejsce, dziś może 2 do 3 osób. Tu na morzu jak i na lądzie rządzi pełna komercjalizacja. (xxx)

Nie mogę wypowiadać się w imieniu moich kolegów, ale z mojego punktu widzenia wygląda to tak, że my nadal musimy wierzyć w to co robimy i nadal musimy odczuwać satysfakcję. Gdybyśmy nie wierzyli lub nie satysfakcjonowałoby to nas, wówczas pracowanie i „pływanie” tylko dla pieniędzy nie miałoby szans na dłuższą metę. Niestety czasy się zmieniły i ogrom czasu zajmuje biurokracja i papierologia, ale tak naprawdę nie to zabija „ducha marynarstwa” tylko fakt, że my marynarze jesteśmy traktowani bardzo przedmiotowo. Dla ludzi z biura i management na lądzie jesteśmy tylko numerkami i cyferkami. Reasumując ja widzę to tak. Musimy odczuwać potrzebę pływania dla idei, ale „korporacyjne” podejście do marynarza sprawia, że idee te zmieniają się i satysfakcja z wykonywania naszego specyficznego zawodu jest coraz mniejsza. (Zbigniew)

Moj M. jest na etapie szukania alternatywy na lądzie i ma dość pływania. Pływanie dla idei chyba już nie istnieje. Papierologia i biurokracja na porządku dziennym, tym bardziej, że pracuje w wielkiej korporacji, w której jest numerkiem na liście. (Magda)

Mnóstwo tych Waszych opinii, każda zgoła inna. Trudno nie przyznać racji, że w dużych korporacjach, zarówno na lądzie jaki i na morzu papierologia jest na porządku dziennym a pracownik jest traktowany przedmiotowo, wszak jak nie ten, to inny. Choć jak, z punktu widzenia żony marynarza wciąż wierzę w pływanie dla idei. Pracuje się zawsze dla pieniędzy, bo jest to najbardziej motywująca forma wynagrodzenia za trud włożony w pracę, lecz uważam, że marynarz to tak specyficzny zawód, że samo pływanie dla pieniędzy na dłuższą metę nie ma racji bytu. Tylko nieliczni są w wstanie wytrzymać tyle wyrzeczeń. Trzeba mieć naprawdę twardy charakter i ukształtowaną psychikę, by tak długi czas wytrzymać z dala od ,,normalnego świata”. Pływanie trzeba mieć we krwi a marynarzem trzeba się urodzić. Tak ja to widzę.  

7 thoughts on “Czy marynarz nadal wierzy w to co robi- pływanie dla idei.

  1. Przeczytałam tekst z rosnącym zdumieniem.Hasło „pływanie dla idei”…hmmm co oznacza?
    Dawno dawno temu kiedy chodziłam do liceum w radiowej trójce czytano „Znaczy kapitan”. Pakując się do szkoły i nieomal spoźniając słuchalam pięknego języka,barwnych opowieści .
    Mój Boze wieki temu to było.Wczesne lata 80 te.Mój Mąż pochodzi z rodziny nie związanej z morzem .Był żeglarzem ,chciał podróżowac po świecie w czasach gdy paszport był ścisle reglamentowanym przywilejem 😉 więc wybrał WSM . Poznałam go kiedy kończył szkołę morską .Był najrozsądniejszym facetem jakiego poznałam . Pływał ,bo kusiły go przygody ,pieniądze ,które w czasach jeszcze starego systemu wydawały się być przyzwoite.Bardzo szybko awansował .Miał 32 lata kiedy został kapitanem.Był w tym dobry .Był zadowolony spełniony. Faza ostrego zakochania zawodem to czas pierwszych lat kapitaństwa.Dobre pieniądze znakomita opinia w firmie oraz w życiu prywatnym w miarę udana rodzina kilkoro dzieci. Po 42 urodzinach zaczął sie okres niezadowolenia rozczarowania i ogromnego zmęczenia może znudzenia pracą ,może wypalenia.Siał nabywcza pieniądza jest zupełnie inna niż 30 lat temu.Dzisiaj Mąż uważa ,ze nie warto iść na morze.Mówi,ze życie przeciekło mu miedzy palcami ,statek jest więzieniem ,akraje ,które widział cóż nic nadzwyczajnego….dzisiaj KĄŻDY ma paszport i może pojechać dokąd chce i kiedy chce,a pieniądze zarobić na ladzie .
    Żaden z synów nie poszedł w jego ślady.Mówią,ze nie chcą stracić życia…

    Polubienie

  2. A ja pływam bo lubię i lubię też ludzi z którymi pracuję to oni tworzą na morzu klimat tej pracy nie statek bo ten akurat zawsze można zmienić czy też piękne zachody słońca bo ile można się w morze gapić? 😁 Ktoś mi kiedyś powiedział że ci którzy lubią swoją pracę nigdy nie będą pracować i coś w tym jest. A „nie pracowac” i dobrze zarabiać to już bajka😁 oczywiście to moje zdanie… Każdy z nas inaczej na to patrzy i każdy z nas ma rację 😉

    Polubienie

  3. A jaka jest idea pływania ? Mój mąż też zaczynał w latach osiemdziesiątych i oczywiście,że wtedy prestiż bycia marynarzem i pieniążki były bardzo dużą zachętą. Perspektywa rozwoju zawodowego też była spora na tamte czasy.,ale czar prysł w momencie gdy zlikwidowano PLO. Marynarz stał się zwykłym najemnikiem,a zarobki…no cóż . Jeżeli nie patrzymy na całodobową pracę na okrągło przez 4 do 5 miesięcy i bez ubezpieczenia zdrowotnego, emerytalnego itd to niech zazdroszczą. No i należy też wspomnieć o tym, że życie niestety bezpowrotnie ucieka. Na zdrowie psychiczne i fizyczne ta forma pracy też ma duży wpływ. Mój mąż pływa 34 lata i rodzaj pracy daje satysfakcję (oprócz nieszczęsnych papierów) ,ale to w jaki sposób traktuje się ludzi już nie koniecznie. Mój M ma bardzo silny charakter ,ale morska sól wrzera się w każdego. Po tylu latach wiem,że Nasze Chłopaki robią to dla rodziny,dla dzieci i nie za karę po prostu ktoś musi to robić. Zmienić pracę ciężko jak ma się specjalistyczne wykształcenie i doświadczenie tylko na morzu. Nie narzekamy i nie pokazujemy smutku z kolejnych już 4 świąt z rzędu osobno ,a co niech zazdroszczą Marynarzowi:)) Pozdrawiam wszystkie samotne Marynarki w te Święta Ahoj

    Polubienie

  4. Pływa się dla PIENIĘDZY
    Kto zostawia żonę dzieci rodziców i znajomych na 8 miesięcy w roku dla idei DEBILIZM Jak wejdzue się w ten zawód to ciężko skończyć Brnie się aby zapewnić rodzinie jakiś tam dostatek wiedząc o tym że każdy dzień poza domem cię od nich oddala MASAKRA

    Polubienie

  5. Ja lubię pływać, choć w moim przypadku pływać to za dużo powiedziane. Statek wciąż w jednym miejscu i ta sama robota. Jeśli zaloga fajna, robota idzie mozna się pośmiać i czas leci. Gorzej jesli to nie zaloga tylko zbieranina ludzi.
    W moim wypadku czar prysł, pewnego pięknego dnia gdy po kilku latach pracy w jednej firmie ktoś zadzwonił i powiedział „twój następny będzie twoim ostatnim”
    Nie ważne było że ktoś naprawdę wykładał serce w swoją pracę i robił najlepiej jak umiał .
    Teraz już wiem, że nie ważne jak bardzo będę się starał i dobrze wykonywał pracę pewnego dnia ktoś może zadzwonić i powiedzieć to koniec. Jestem numerem, o który zawsze można skreślić i wymienić.
    Wciąż jednak lubię iść na statek i po pewnym czasie w domu zaczyna mnie nosić. Wciąż gdy jestem w domu i jadę z rodziną nad morze(jak by nie było innych miejsc na wakacje dla marynarza) i patrzę w to morze czuję że tam jest moje miejsce. Wciąż chcę robić swoja pracę dobrze, choć już nie będę zabijał się dla żadnej firmy.

    Mam na tyle fajnie że mam krótkie kontrakty 4-6 tyg i tyle też w domu. Wiec tem czas na statku wystarczy żeby zatęsknić za Żoną, ale i też odpocząć od siebie. 4-6 tyg. W domu To znowu czas żeby się sobą nacieszyć.

    Trudniej jest od kiedy jest dziecko, szczególnie teraz gdy ma 4 lata i czuje że jestem dla niego ważny. Jeszcze trochę podrośnie i już nie będzie tak się do mnie garnął.

    Nie napisał bym prawdy gdybym powiedział, że pieniądze nie sa ważne.
    Jednak z mojego punktu widzenia chcę zarobić na tyle abyśmy mogli żyć na normalnym poziomie i coś odłożyć, bo co bedzie gdy znowu ktoś zadzwoni i powie „do widzenia”.
    Chcialbym też móc spłacić kredyt za mieszkanie, bo co będzie z rodziną gdy coś mi się stanie i nie będzie już pieniążków z morza ?

    Zamykając ten mój „wywód”, zacytuję jednego z kapitanów którego spotkałem na samym początku mojej drogi zawodowej, „Z morza nie można tylko brać, może trzeba szanować i mu coś oddać, inaczej się upomni o swoje”.

    Polubienie

Dodaj komentarz