Jak tęskni MAMA

227Tęsknota według Wikipedii to ,,uczucie braku czegoś lub kogoś istotnego dla danej osoby”. Proste jak barszcz. Ale to tylko definicja. Pusta regułka. Gotowa formułka do słownika. Każda tęsknota jest inna, bo każdy człowiek jest inny. I ciężko uogólnić. Ciężko zdefiniować tak, by do każdego pasowało. Tęsknota towarzyszy nam przez całe życie. W większym bądź mniejszym wymiarze. Dzieci tęsknią za rodzicami, gdy ci są w pracy. My dorośli tęsknimy za dziećmi będąc w pracy. Tęsknimy za ojczyzną, gdy przyszło nam wyemigrować. Za domem rodzinnym. Za tradycyjnie obchodzonymi świętami i potrawami. Za zapachami i miejscami z dzieciństwa. Za bliskimi, którzy odeszli. Tęsknimy za wieloma rzeczami. Tęsknimy mniej lub bardziej. Tęsknię ja. Tęskni on. Tęsknisz ty.

Wychodząc za marynarza, wiedziałam co mnie czeka. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Gdy się poznaliśmy, wiedziałam, że będzie pływał. Wiedziałam też, że nie będą to kontrakty 4-tygodniowe, czy nawet 10-tygodniowe. Wiedziałam, że czeka nas rozłąka. I nie zdążył jeszcze wypłynąć, a ja już zaczynałam tęsknić. Lecz to wszystko docierało do mnie dopiero wtedy, gdy przekraczałam próg pustego domu, wracając z lotniska.

Bo to tak jest jak ze wszystkim w życiu. Co z tego, że wiemy. Że zdajemy sobie z czegoś sprawę. że rozumiemy. Guzik prawda. Nic nie wiemy. Niczego nie rozumiemy. I nie zdajemy sobie sprawy, gdy na własnej skórze nie doświadczymy. Dopiero gdy wypłynął, zrozumiałam to, o czym mówiły koleżanki, których mężowie i chłopaki pływają.

Super wielkiego stażu z M. nie mamy, ale po tych kilku latach razem uważam, że do tęsknoty można się przyzwyczaić. Do tęsknoty jako uczucia. Bo nie do tęsknoty jako nieobecności. Do tego nie. Bynajmniej ja nie potrafię. Funkcjonuję z tym, że go nie ma, ale nigdy się do tego nie przyzwyczaiłam. I całe szczęście zresztą. Ale to osobny temat. Człowiek przyzwyczaja się do tego ,,gula” gdzieś w środku, do tej bezsilności. Lecz nie jest w stanie tego okiełznać, pozbyć się. Ja cały czas uczę się funkcjonowania z tym uczuciem. ,,Normalnego” funkcjonowania. Bo przecież można zaszyć się w domu na te cztery miechy, co noc beczeć w poduchę i zatracać się w tej tęsknocie. Tylko po co? To i tak niczego na lepsze nie zmieni. Gdy ten stan rozłąki na jakiś czas zaakceptujemy, to i funkcjonować w miarę normalnie można. Najważniejsze to mieć zajęcie, bo nuda to najlepsza przyjaciółka tęsknoty.

Jak tęsknię ja, żona i matka? Jednym słowem nie da się tego określić. Inna to była tęsknota, gdy nie było Jasia, ale od czasu, gdy się pojawił, to ta tęsknota też zupełnie inna jest. Gdy byliśmy we dwójkę, tęskniłam ,,egoistycznie”, bo za siebie tylko. I straszna była ta tęsknota. Myślałam, że nikt nie ma tak źle jak ja i on. Że tak długo osobno, choć tak bardzo się kochamy i razem być chcemy. Że kontakt tylko mailowy. Tęskniłam za jego głosem, za zapachem, za widokiem, za obecnością, za śmiechem, za ciepłem, za rozmową, za wspólnie spędzanym czasem. Ratowała mnie praca, której oddałam się w pełni. Pracoholiczką byłam, śmiem twierdzić. A to przez tą tęsknotę po części. Bo w pracę uciekałam, by głowę zająć.

Gdy pojawił się Janek, ta tęsknota ze strachem się  zmieszała. I pomyślałby kto, że mniej tęsknić będę, bo to się wszystko jakoś równo rozłoży. Nic bardziej mylnego. Teraz jeszcze bardziej tęsknię. Bo tęsknię za dwoje. Za siebie i za Jasia. I tęsknię nie tylko do tych ,,naszych” rzeczy, co je wyżej wymieniłam. Do tych ,,Jasiowych” też tęsknię. Do ich wspólnych zabaw. Do gilgotania co rano. Do lelochowania w łóżku. Do ich uśmiechów na buźkach. Do pisków, które są oznaką radości. Do kąpieli, wycieczek i wspólnie śpiewanych piosenek. Do tych ich tańców przy śniadaniu i zabaw z jazdą na barana. Do wspólnego budowania wież z klocków. I tego rozwalania, co tyle frajdy sprawia. Za tym wszystkim tęsknię, gdy nie ma M. Za nim. Tak daleko przecież jest. Ode mnie ta tęsknota i od Jasia. I ta od Jasia przeze mnie tez przechodzi. Ze zdwojoną siłą. I wcale uwagi nie zwraca, czy matka silna czy nie. Nawet jak nie, to i tak silną być musi. A przynajmniej się starać. Bo przecież nie tylko ona tęskni. Tęskni On, tam na morzu. I tęskni dziecko. A o tym jak oni tęsknią, w następnych dwóch postach.

5 thoughts on “Jak tęskni MAMA

  1. Mnie się wydaję, że kiedy M wypływa ,to ja staję trochę zaprogramowana . Serio, kiedy On jest z Nami, tutaj w domu, na miejscu, wszystko ma swój czas. Kiedy zostajemy z Klarą same , to ja z racji bycia matką przejmuję stery. Tęsknimy bardzo,ale widzę, że najgorszy dla mnie jest pierwszy tydzień kiedy On na morzu. Później to wszystko się normuję. Może ktoś się ze mną nie zgodzi, ale Oni mają taką pracę. Oni tam, my tutaj. Trzeba wziąć się w garść i normalnie funkcjonować. Jasne , że meile piszemy, ja obserwuję strony z lokalizacją ,ale uważam, że nie można zatracać się w tęsknocie. Trzeba normalnie żyć, bo kiedy ma się dziecko to raz , że przy nim nie możemy sobie pozwolić na słabość – bo dziecko też tęskni, dopytuje gdzie tata? a kiedy wróci? a co teraz robi? , a dwa – odkąd zostajemy już we 2, a nie ja sama – czas płynie mi o wiele szybciej ! 🙂

    Polubienie

  2. Aśka,ujęłaś wszystko co można by było ująć w komentarzu.Pieknie i prawdziwie to napisałaś.Jakbym czytała swoje myśli i odczucia,pragnienia.To prawda tęsknota za siebie jest o niebo inna od tęsknoty gdy ma sie juz dziecko.Kiedys,zanim pojawiła sie Laura,a byłam umówiona z Piotrem na skypa,to zamykałam sie na wszystkie zamki,szykowałam sie jak na randkę..zeby tylko spodobać sie Jemu.A dzisiaj gdy Piotr dzwoni to nawet nie myśle o tym by kamerkę odwrocić w swoją stronę,tylko skierowana jest na malutka zeby na tatę mogła popatrzeć.To zadawała mnie bardziej niż wszystko inne…a ja???a ja sobie jakoś poradzę,bo muszę.W końcu jestem matka 🙂

    Polubienie

  3. Bardzo prawdziwie napisane i cieszę się, że wreszcie ktoś napisał, że z tęsknotą można żyć. Można, trzeba ją tylko oswoić i zaakceptować. Szczególnie, gdy mamy dzieci. Bo jak mama bardzo przeżywa rozstanie, to przenosi się to na dzieci i one przeżywają jeszcze bardziej. A jak pokażemy, że nie jest to nic strasznego, to i dziecko zaakceptuje brak taty jako stan przejściowy, Bo Tata zawsze wraca. A i mężowi jest łatwiej, gdy wie, że żona sobie poradzi i trzyma się, a nie co wieczór rozkleja przez skypa lub telefon. I to, że staram się za bardzo nie tęsknić, gdy jest na morzu, nie znaczy, że już go nie kocham i nie potrzebuję. Po prostu żyję w trybie „bez męża” i nie daję się zdominować smutkowi. A jak już mnie dopadnie, to mam stary sweter męża i biorę jako poduszkę do łóżka.

    Polubienie

  4. U nas jest tak,że jak M. wypływa to potrzebuję kilku dni,żeby dojść do siebie.Jak M. zamyka za sobą drzwi na kilka miesięcy, ja zamieniam się od razu w inną osobę,wiem,że muszę znowu być twardą babką(mama z siostrami nazywają mnie wtedy Xena 🙂 )
    ,ale swoje muszę „wypłakać”. Na początku brakuje mi dosłownie wszystkiego,nawet t
    ego co mnie denerwowało jak był z nami w domu. Ale później zaczynamy żyć po swojemu,układam swój „harmonogram” i na rozmyślanie i użalanie się nad sobą nie ma już czasu,a jak wpadam w wir zajęć pt. „wszystko na mojej głowie” to czasami rano wstaję,a po chwili już jest noc 🙂 Są oczywiście chwile kiedy dopada mnie kryzys tęsknoty,ale na szczęście mam Kacperka,który nie pozwoli mamusi na rozmyślanie 🙂

    Polubienie

    • Aśka jak zwykle trafiasz w sedno. Justyna – ja mam trochę podobnie, że potrzebuje kilka dni by się przestawić i oswoić, również tęsknie za rzeczami które mnie „denerwowały” jak i za tym wszystkim co kocham. A moja tęsknota zaczyna się zanim M wyjedzie. Bo wiem, że za parę dni będziemy będzie ta gula w gardle i to uczucie, którego nienawidzę gdy wyjeżdza. Wypłakać też swoje muszę, jest mi lżej. Potem się ogarniam i czas jakoś leci, Z synem prawie 2 letnim dni potrafią mijać jak szalone. Szczególnie wiosną i latem.
      Na początku naszego związku trochę wegetowałam jak M był w morzu, usychałam z tej tęsknoty, ale i wyjazdy były dłuższe- nawet 7 miesięcy!!! nawet ludzie wkoło zauważali , że ja tylko czekam. A tak się nie da. Teraz gdy i rejsy krótsze i doświadczenie większe i dziecko na świecie, potrafię się przestawić i owszem czekać ale też życ! Staram się nie robić końca świata z jego wyjazdu i wmawiać sobie że tylko ja tak mam, bo to nieprawda.
      Tęsknoty nie lubię, mam wrażenie czasem, że aż boli i przeszywa od wewnątrz, ale to tylko w niektórych momentach, szczególnie wieczorami.
      Myślę ,że ta tęsknota ma też swoje plusy, na pewno związki stacjonarne nie czują takiej adrenaliny gdy M wraca z pracy. Być może nie potrafią też docenić tych chwil gdy są razem, a może też tesknią za bliskościa która się wypala bo mają siebie codziennie…

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s